piątek, 3 lipca 2015

Rozdział 18. Nie odchodź...

Niedobrze. 
Z trudem otworzyłam ciężkie powieki. Przekręciłam się na bok, dostrzegając, że leżę na kafelkach w kuchni. Moje serce zadudniło niespokojnie w piersi, obijając się o żebra. Niemalże krzyknęłam, dostrzegając krew na mojej ręce. Podniosłam się z impetem, prawie uderzając głową w szafkę. Obejrzałam ją dokładnie... jakbym chciała sobie przypomnieć, co takiego mogło się wydarzyć. Słabym głosem zawołałam Mario, nie będąc w stanie ruszyć się z miejsca ani o milimetr. Jednak on nie ważył się odpowiedzieć. W domu panowała głucha cisza, przerywana tylko moim głośnym oddechem. Przełknęłam ślinę, zamglonym wzrokiem rozglądając się wokół. Pisnęłam przerażona, dostrzegając małe kropelki szkarłatnej cieczy na białej podłodze. Na trzęsących się nogach szłam za tym tropem, nie mając odwagi na to, żeby zawrócić. Już za późno. Ta myśl zabrzęczała nieznośnie w mojej głowie, jakby mogła dotyczyć czegoś jeszcze. W miarę, jak ślady stawały się coraz wyraźniejsze, a krwi przybywało. W pewnym momencie poślizgnęłam się na podłodze, upadając na nią z głośnym łoskotem. Poczułam w ustach ten znajomy, metaliczny smak, który nigdy nie przynosił ze sobą niczego dobrego. Cały przód mojej koszulki i jasnych dżinsów był przesiąknięty czerwoną posoką, a ja jęknęłam z obrzydzeniem, nie mogąc wstać. Po wielu mozolnych próbach udało mi się utrzymać równowagę i stanąć na trzęsących się nogach. Z każdą chwilą byłam coraz bardziej przerażona. Bałam się, co takiego mogę zobaczyć na końcu mojej wędrówki. Ale nie. Musiało to nastąpić szybciej, niż się spodziewałam. 
- Mario! 
Jego imię wyrwało się z mojego gardła niczym spłoszony ptak uciekający gdzieś w dal. Zalewając się łzami, podeszłam do nieruchomego ciała bruneta. Przyklękłam przy nim, trzęsącymi się dłońmi próbując wyczuć puls. Nie potrafiłam się opanować. Cała koszulka Niemca była mokra od krwi, która była świeża. Moje łzy skapywały na blade policzki chłopaka, jakby to mogło zmienić cokolwiek. 
- Przecież ja cię nie mogę stracić... Boże, obudź się! Nie odchodź... Mario... Ja... 
Nie potrafiłam tego powiedzieć. Czemu w obliczu czegoś takiego chociaż raz nie mogłam wyznać mu prawdy? Zasługiwałam na tyle. Okropny ból dzielił moje serce na milion kawałków. Już raz w życiu cierpiałam podobnie, a teraz stare rany otworzyły się na nowo. Przy każdym uderzeniu serca czułam, jak wbija się w nie milion małych igiełek, które nie dawały mi zapomnieć o swoim istnieniu. Czekały kilka lat, uśpione, aby pewnego dnia zaatakować z zdwojoną siłą, nie dając mi najmniejszego wytchnienia. Tuliłam do siebie jego ciało, prosząc tylko o jedna. Żeby otworzył swoje oczy, które mogłoby spoglądać na mnie choćby z nienawiścią albo pobłażaniem. Żeby usta bruneta odnalazły moje spierzchnięte wargi, które być może nigdy nie poczują ich słodkiego smaku. Żeby po prostu żył. Żeby wrócił. Przecież to było tak proste, czyż nie? Łudziłam się, że zaraz się obudzi i razem będziemy się z tego śmiali. To zdarzenie jest głupim nieporozumieniem, które nigdy nie powinno mieć miejsca. 
- Kocham Cię, idioto! - wyszlochałam, biorąc głęboki wdech. - Tylko się obudź, dobrze? 
Jak mogłam dopuścić do tego, że nie powiedziałam mu tego wcześniej? Teraz było za późno. Pamiętam, jak jakiś czas temu przyłożyłam rękę do jego klatki piersiowej i czułam równomierne bicie serca bruneta. Z łatwością przypomniałam sobie wszystkie chwile, które spędziłam z nim do tej pory, rozpoczynając od tamtego przypadkowego spotkania w klubie. Chłonęłam ponownie niczym gąbka każdy nasz pocałunek, nawet najmniejszy dotyk dłoni Niemca. Nie chciałam o nim zapomnieć. Nie wiem, czemu los musiał być dla mnie aż tak okrutny. Najpierw mama, a teraz osoba, którą... pokochałam. 
- Przepraszam, kochanie - wyłkałam, nawet nie próbując bronić się przed przytłaczającą ciemnością. Tak było prościej. O wiele prościej. 


[Mario]

Dobrze wiedziałem, że to tylko i wyłącznie moja wina, nikogo innego. Mogłem jej przecież nie wrzucać do tego basenu. Upiłem kolejny łyk wyjątkowo słodkiej kawy, rozglądając się nieprzytomnym wzrokiem po szpitalnym korytarzu. Odłożyłem tekturowy kubek na stolik, nie mając już na nią najmniejszej ochoty. Nie zdziwiłem się zbytnio, kiedy nie dostrzegłem o trzeciej w nocy tłumu pacjentów i lekarzy. Był tylko jeden, aczkolwiek z całym zastępem opiekuńczych pielęgniarek, którzy od razu zajęli się rozgorączkowaną Marcelą. Aż nazbyt wyraźnie pamiętam, jak niewiele ponad godzinę temu szamotała się w moich ramionach, przez cały czas powtarzając, że nie chce mnie stracić. Nic z tego nie rozumiałem. Przecież z nią byłem. Wstałem powoli z plastikowego krzesełka, czując, jak moje stawy niemiłosiernie trzeszczą. Zacząłem iść korytarzem wgłąb szpitala, próbując sobie przypomnieć, za którymi drzwiami leży moja przyszła narzeczona. O ile zechce w końcu przyjąć moją propozycję. Robiłem wszystko, żeby jej pokazać, jak bardzo mi na niej zależy, ale ona najwyraźniej jeszcze tego nie zrozumiała. Miałem wrażenie, jakby nic do niej nie docierało. Kompletne zero. Zatrzymałem się gwałtownie, dostrzegając ją w końcu. Bezszelestnie wsunąłem się do pokoju, oddychając z ulgą, kiedy nie dostrzegłem innych form życia oprócz mnie i jej. Mysie włosy rozsypały się jej po całej poduszce, mieniąc się prawie niczym srebro w świetle szpitalnych lamp. Poruszyła się niespokojnie pod kołdrą, zaciskając zbielałe palce na krawędzi łóżka. Jakby wyczuła, że przy niej jestem. Była tak nienaturalnie blada. Gdyby nie unosząca się klatka piersiowa dziewczyny, pomyślałbym, że po prostu... Wzdrygnąłem się mimowolnie. Nie potrafiłem o tym myśleć albo powiedzieć o tym na głos.
Kiedy dostatecznie wytężyłem wzrok, mogłem dostrzec na jej policzkach ślady łez, które umiejętnie starłem zaraz po jej nagłym przebudzeniu. Bezustannie szlochała, że nie może mnie stracić. Ująłem delikatnie jej dłonie, po chwili zamykając je w swoich. Do Kuby nie mogłem się dodzwonić, co raczej o tej porze było bardziej zrozumiałe. Nie będzie zadowolony, jeśli dowie się, czemu tak naprawdę wylądowała tu jego siostra. Ale nie mogłam go oszukać. Prędzej czy później i tak dowiedziałby się prawdy. Wstrzymałem oddech, kiedy do pomieszczenia weszła jedna z pielęgniarek, która najpierw spojrzała na mnie z frustracją, aby po chwili po prostu... wyjść. Zdezorientowany zamrugałem powiekami, ponownie całą swoją uwagę skupiając na Polce. Patrząc na przykładzie Agaty i Ewy, powiedziałem kiedyś prosto z mostu Błaszczykowskiemu i Piszczkowi, że w tym kraju chyba nie ma brzydkich kobiet. Klubowa szesnastka napomknął wtedy coś o swojej siostrze, ale ja nie słuchałem. Jak zwykle. Byłem tylko rozwydrzonym dzieciakiem, który nie znał życia... i chyba wiele się nie zmieniłem. Chociaż ostatnio się starałem, żeby zmienić ten stan rzeczy. Chciałem to dla niej zrobić.
- Mario - powiedziała spanikowanym tonem, będąc gotową do płaczu. Nie zważając na to, że mogą mnie stąd wywalić na zbity pysk, ułożyłem się obok niej na łóżku. Przylgnęła do mnie niespodziewanie szybko. Oparłem twarz na delikatnym zagłębieniu szyi dziewczyny, mogąc w końcu spokojnie odetchnąć.
- Lepiej się czujesz? - zapytał szeptem wprost do ucha, aby następnie spojrzeć w jej roziskrzone oczy. Mogłem w nie spoglądać godzinami. Tylko jak mam ją jeszcze do tego przekonać? Ku mojemu zdenerwowaniu powoli kończyły mi się pomysły. Ale potrzeba jest zazwyczaj matką wynalazków.
- O wiele - odparła, głośno przełykając ślinę - niepotrzebnie poszliśmy na ten spacer. Pewnie mnie przewiało i tyle.
Nawet teraz chciała udowodnić, że ta gorączka to jej wina, chociaż ta wersja aż za dużo mijała się z prawdą. Pogłaskałem wierzchem dłoni policzek Marceli. Wydawało mi się, że nieznacznie zadrżała pod wpływem mojego dotyku.
- Mogłem Cię rano nie wrzucać do tego basenu - warknęłam, będąc coraz bardziej na siebie zły. - Gdyby nie ja, nigdy byś się tutaj nie znalazła.
- Proszę, daj spokój - westchnęła, z trudem przełykając ślinę. Zakląłem cicho pod nosem, widząc jej podkrążone oczy. W dodatku jeszcze nie dawałem teraz spać dziewczynie, co musiało ją dodatkowo męczyć. - Bardzo się Cieszę, że tutaj jesteś.
Tak jak kiedyś, położyła swoje splecione dłonie w miejscu, gdzie rytmicznie biło moje serce. Jakby chciała przekonać się na sto procent, iż na pewno jestem obok niej. Poniekąd był to mój obowiązek. Zza kurtyny gęstych rzęs patrzyły na mnie jej błękitne oczy. Zaczerpnąłem głęboko powietrza, ale z moich ust nie wydobył się żaden dźwięk.
- Musisz koniecznie jechać do Monachium? - zapytała sennym głosem, kładąc głowę na moim ramieniu.
- Nie. Nigdy Cię nie zostawię.
             ---------------------------------------------------------------------------------
Jak wam mija pierwszy tydzień wakacji? Powiem wam, że jestem niesamowicie podekscytowana nadchodzącymi dniami lipca. Ma się tyle wydarzyć... Więc chciałabym was od razu uprzedzić, że nie wiem, czy będę w stanie dodawać rozdziały co tydzień. Z góry proszę was o wybaczenie z powodu tej niedogodności. Mam nadzieję, że ten rozdział podobał się równie mocno, jak i poprzednie. :)



5 komentarzy:

  1. Ten rozdział wydaje mi się być dłuższy od poprzednich. Chyba tylko tak mi się wydaje xD
    Początek... Myślałam, że to dzieje się naprawdę. Jednak nie. I bardzo dobrze.
    Twoje rozdziały mają to do siebie, że zaczynają się w dość nietypowy sposób i z początku nie wiadomo o co chodzi.
    Jednak bardzo lubię Twój styl pisania.

    Pozdrawiam! ☺

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejuniu, aleś mi strachu dzisiaj napędziła! ^^ No nic, czekam na next :-*

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże Oliwia! Ja wręcz myślałam, że to co jest na samym początku dzieje się naprawdę, lecz po chwili zorientowałam się, że jest to napisane kursywą, ale nadal byłam zaniepokojona, bo tak naprawdę nie wiedziałam czy jest co wydarzyło się wcześniej, sen czy może wydarzy. Jednak na całe szczęście się nic wydarzyło. Cieszę się bardzo, że Marcela ma przy sobie Mario. Martwi się o nią i jak widać całą odpowiedzialność chcę zużyć na siebie. Ciekawi mnie fakt czy po wyjściu ze szpitala Mario pojedzie do Monachium? Jednak mam ogromną nadzieje, że do tego nie dojdzie i pozostanie z nią w Dortmundzie.
    Czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. zaczęłam czytać początek... zobaczyłam kursywę, ale i tak czytalam, jakby to naprawdę się stało pls XD pytałam się "co do jasnej cholery odwaliłaś?" XDDDDD
    oh, Pączuś dojrzał :") niesamowite.
    czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  5. Na samym początku się przestraszyłam no ale już później było dobrze <3 :*
    Niech jednak Mario zostanie z Marcelą w Dortmundzie. :D
    Czekam na dalsze losy :)

    OdpowiedzUsuń