piątek, 10 lipca 2015

Rozdział 19. Nie obchodzi mnie twoje zdanie!

Przyłożyłam głowę do zimnej szyby samochodu, obojętnym wzrokiem obserwując przesuwające się krajobrazy za oknem. Mocno się rozczarowałam, kiedy Mario postanowił, że wprost ze szpitala pojedziemy do Monachium. Chciałam tam jeszcze zostać, żebyśmy mogli w spokoju jeszcze się sobą nacieszyć. Tak naprawdę nie byłam pewna, kiedy zobaczymy się jeszcze raz na tak długo. Próbowałam go jakoś przekonać, ale on był niebywale nieugięty. Kątem oka zerknęłam na bruneta, przypominając sobie sen, od którego to wszystko się zaczęło. Wzdrygnęłam się mimowolnie, a przed oczami stanęła mi plama krwi, która kwitła niczym kwiat na jego koszulce. Moje serce zadudniło boleśnie. Boże, jak ja się o niego bałam. Nie wiedziałam, czy mam mu o tym powiedzieć. Doszłam do wniosku, że nie warto ponownie kusić losu. Wyciągnęłam nogi przed siebie, z nikłym uśmiechem na ustach wdychając zapach bluzy Niemca. Popatrzył na mnie spod uniesionej brwi, kiedy poprosiłam go o nią przed wyruszeniem w drogę. Jednak w końcu tylko wzruszył ramionami i oddał mi ją z wyraźną przyjemnością. Mimo wczesnego południa słońce nadal kryło się za chmurami, a moje plecy nadal przeszywały zimne dreszcze.
- Pojedziesz ze mną do Dortmundu? - wyszeptałam cicho, odwracając twarz w jego kierunku. Pamiętam, jak Kuba niemalże krzyczał przez słuchawkę, kiedy opowiadałam mu o tym, co zaszło. Zagroził, że jeśli on tu przyjedzie, porządnie mu coś wytłumaczy. Mimo tego chciałam, żeby ze mną był. Zacisnął usta w wąską kreskę, nadal zacięcie wpatrując się w drogę przed sobą. Nie musiałam zbytnio się wysilać, żeby wiedzieć, jaka będzie jego odpowiedź. Tym razem naprawdę chciałam, żeby się tam ze mną wybrał, w przeciwieństwie do poprzednich sytuacji, kiedy to ktoś - zazwyczaj był to Marco - zdradzał miejsce mojego pobytu.
- Dobrze wiesz, że jestem teraz potrzebny w Monachium - powiedział, zrezygnowany kręcąc głową. Niby co mogło być ważniejsze od mnie? Wiem, takie myślenie przedstawiało moją osobę jako cholerną egoistkę, ale chciałam wiedzieć, co takiego zatrzymuje go od tego, żeby tam ze mną być. Zazwyczaj był pierwszym chętnym do jakichkolwiek wypraw z moim udziałem. Nagle poczułam, jak kąciki moich oczu stają się wilgotne. Nie, tylko nie to. Nie mogę się przed nim rozpłakać na dobre, ponieważ zapewne tak by to wyglądało. Nadal byłam silnie osłabiona po tym ataku wysokiej gorączki, co nie wpływało pozytywnie na moje samopoczucie, dodatkowo spotęgowane wyraźną odmową klubowej dziewiętnastki. Niby nie powiedział tego wprost, ale przecież jeszcze potrafię czytać między wierszami.
- Niby komu jesteś potrzebny bardziej niż mi? O ile dobrze pamiętam, leczysz kontuzję. Dali ci kilka dni wolnego - odparłam, nie potrafiąc opanować nadmiernego drżenia w głosie. Chciałam poruszyć jego sumienie. Jeśli takowe w ogóle posiadał.
- Ann, do jasnej cholery! - niemalże krzyknął, zaciskając palce na skórzanej kierownicy.
Wzdrygnęłam się gwałtownie, patrząc na niego rozszerzonymi oczyma. Z trudem trawiłam to, co przed chwilą mi powiedział. Czułam, jakby ktoś wyjątkowo mocno uderzył mnie w policzek. Nawet nie poczułam, kiedy łzy zaczęły rwącym strumieniem spływać po twarzy. A więc tak to wygląda. Jakby to ona wygrała, a nie ja.
- Czemu jej pomagasz? Przecież z nią zerwałeś... - wydusiłam z zaciśniętego do granic możliwości gardła. Nagle usiadłam prosto, spoglądając na niego twardo. - Kiedy byłeś ze mną, nadal utrzymywałeś z nią kontakt?
Przecież równie dobrze mógł się umawiać z nami obiema naraz. Przeklęłam siebie w myślach za taką naiwność. Minęło już kilka minut, a on nadal migał się od udzielenia mi odpowiedzi. Mój płacz go nie ruszył. Jakbyśmy byli dla siebie kompletnie obcy. Przynajmniej ja to tak rozumiałam. W tej chwili mogłam mu powiedzieć, że z nami koniec. Nie będzie już 'nas'. Ale jakoś nie potrafiłam się na to zdobyć. Jakaś część mojej duszy nadal chciała przebywać z tym aroganckim dupkiem.
- Nie bezpośrednio z nią, tylko z jej bratem. Przyjaźnimy się. On do mnie zadzwonił, żebym do niej przyjechał - westchnął zrezygnowany, kiedy wyciągnął w moim kierunku dłoń, a ja ją odtrąciłam.
- Nie jesteś chłopcem na posyłki, a tym bardziej dla niej! - krzyknęłam, chowając twarz w dłoniach. - Wiesz, jak się teraz czuję?
Zwinęłam się w kłębek, próbując uspokoić swój świszczący oddech. Niepokojące ciepło rozchodziło się po całym moim ciele, a ja miałam wrażenie, że nie potrzebnie tak szybko wyjeżdżaliśmy ze szpitala. Z każdą chwilą czułam się coraz gorzej. A może tylko niepotrzebnie dramatyzowałam, chociaż miałam do tego pełne prawo. Nie miałam ochoty nawet patrzeć na Mario. Przez cały czas mnie oszukiwał. Oszukiwał, że nie ma z Ann żadnego kontaktu. Zawsze lubił sprawiać mi niespodzianki. Nie wiem, czy zdawał sobie konsekwencji swojego zachowania. Wiedział, że nasz 'związek' to stąpanie po cienkim lodzie, a on właśnie pękał. Oblizałam spierzchnięte wargi koniuszkiem języka, jednocześnie wierzchem dłoni ocierając zaschnięte strugi łez. Po raz kolejny sprawił, że byłam nim rozczarowana. Czemu łudziłam się, iż w końcu będzie inaczej? Kogoś takiego nie można zmienić, choćbym była jakąś boginią.
- Nie zamierzam wypuszczać Cię w takim stanie w tak długą drogę samą. Zostajesz u mnie, zrozumiano? - warknął, a po chwili zastanowienia otworzył usta, widząc moją zaciętą minę. - Nie ma żadnej dyskusji. Zajmę się tobą, aż wrócisz do normalnego stanu.
- Nic nie obchodzi mnie twoje zdanie! Pojadę do Dortmundu, czy Ci się to podoba, czy nie!

[Jessica]

Spojrzałam na śpiącą Marcelę wyraźnie zaniepokojona. Nie podobało mi się to, jak ostatnio się zachowywała. Odebrałam ją z dworca, a ona niemalże zemdlała w moich ramionach jeszcze na peronie. Ciągle była niesamowicie blada. Na szczęście Marco jeszcze nie wrócił z treningu, za co podziękowałam losowi. Przed kilkoma minutami zadzwoniłam do Agaty, żeby przyjechała do mnie szybko. Zgodziła się, a ja podziękowałam jej stokrotnie. Córeczki zostawiła pod opieką Kuby. Z śmiechem zauważyła, że udało się żonie wygonić go na plac zabaw z pociechami. Drżałam na całym ciele, między smukłymi palcami miętosząc kartkę z wyniki badań mojej przyjaciółki. Było wiele gorzej, niż przypuszczałam. Od momentu, kiedy zasnęła, ja wyjęłam kopertę z jej walizki, zastanawiałam się, jak ja to z siebie wyduszę. Głównie dlatego potrzebna mi była żona Błaszczykowskiego. Ona będzie wiedziała, co zrobić. Wiedziałam już od dłuższego czasu, że mogę na niej polegać. W zasadzie to dzięki niej poznałam Marco. Mimowolnie uśmiechnęłam się na wspomnienie tamtego wieczora, który zmienił moje życie na dobre. Skrzywiłam się nieco, kiedy poczułam w kieszeni szortów ciche buczenie. Odebrałam prędko, nie chcąc w żaden sposób zbudzić śpiącej dziewczyny.
- Halo? - zapytałam zmęczonym głosem, wierzchem dłoni pocierając coraz bardziej bolące skronie.
- Tu ja - usłyszałam znajomy głos blondyna - chciałem Ci tylko powiedzieć, że jadę teraz z Łukaszem i Matsem do głównej siedziby Borussii, bo podobno Jurgen chciał nas tam widzieć. Nie będziesz na mnie zła?
- Skąd - wymamrotałam, wyobrażając sobie teraz jego twarz rozciągającą się w szerokim uśmiechu. - Jak będziesz wracał... Wstąp do apteki po jakieś tabletki na ból głowy i uspokojenie. Proszę.
- Okej, nie ma sprawy.
Nie pociągnął dalej tego tematu, ale po jego tonie wypowiedzi mogłam się domyślić, że będzie chciał po powrocie dociec prawdy. A ja nie mogłam mu na razie pisnąć słówka, ponieważ wypaplał by to Kubie... i Mario, do czego nie mogło dojść pod żadnym pozorem. Wątpię, żeby Marcela nawet później chciała mu to powiedzieć. Zbyt dobrze ją znałam, chociaż na przestrzeni lat widywałyśmy się sporadycznie. Spojrzałam na nią dzisiaj po raz setny. Za każdym razem mój ból głowy był coraz mocniejszy, a ja nie wiedziałam, jak temu zaradzić. W tej sytuacji tak naprawdę najsprawiedliwiej byłoby czekać, aż moja przyjaciółka się obudzi. Ale miałam złe przeczucia co do jej humoru. Parsknęłam zduszonym śmiechem. Czemu ja się łudzę. Ja na jej miejscu też byłabym niezadowolona. Nawet wściekła. Sama prawie zasypiałam, ale musiałam się nieźle trzymać do momentu, aż przyjedzie Agata. Może to od samego patrzenia na wymęczoną przyjaciółkę wprawiłam się w taki stan.
Niemalże zleciałam z fotela, kiedy dzwonek do drzwi wyrwał mnie z głębokiego zamyślenia. Odłożyłam kartkę z wynikami badań na stolik, łypiąc na nie złowrogo. Jak to możliwe, żebym o dwunastej była już tak wykończona? Pragnęłam, żeby ten dzień jak najszybciej się skończył. Blondynka spojrzała na mnie zdziwiona, wkraczając bez zaproszenia do przedpokoju. Okazało się, że zapomniałam zamknąć mieszkania na klucz, kiedy wlekłam Marcelę na kanapę.
- O co chodzi? - zapytała szeptem, zauważając siostrę swojego brata, która na razie nie była świadoma rzeczy, który działy się wokół niej. Jeszcze. Przełknęłam nerwowo ślinę, krótkim skinięciem wskazując ten nieszczęsny papierek leżący na szklanym blacie. Agata chwyciła go między swoje dłonie i zaczęła cicho czytać wszystko, aż umilkła, kiedy to doszła do samego końca. Dopiero wtedy umilkła, najwyraźniej zaczynając szarpaninę z swoimi własnymi myślami. Usiadła z głuchym westchnieniem na fotel, zaciskając smukłe palce na szarym obiciu. Jasne kosmyki włosów zasłoniły jej twarz, kiedy pochyliła głowę w dół. Była równie przerażona jak ja, a nawet bardziej.
- Jak? - warknęła przeciągle, a jej klatka piersiowa zaczęła się unosić w zastraszająco szybkim tempie. W pewnym momencie przestraszyłam się, że zaraz będę musiała dzwonić po karetkę, ponieważ trwała w takim stanie przez dłuższą chwilę.
- Przecież...
- Kuba zabije Mario, jak się o tym dowie.
                                           ---------------------------------------------------------------
 Nie wiedziałam, że z tym rozdziałem będę się aż tak męczyć, ale w końcu udało mi się go skończyć. I niestety muszę was zasmucić pewną wiadomością : w przyszłym tygodniu rozdział prawdopodobnie się nie ukaże, ponieważ nie będę go miała czasu go pisać. :) Mam nadzieję, że się nie pogniewacie. ;) 




6 komentarzy:

  1. madre mia, co jest Marceli?!
    ale to takienie fair, że będzie się kontaktował z Ann, nawet jej nie informując...
    czekam na kolejny! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rzeczywiscie jesli czyta się rozdział bez okularów można nabawić się ślepoty ❤
    Rozdział jak zawsze wyszedł Ci idealnie 😍

    OdpowiedzUsuń
  3. Rzeczywiscie jesli czyta się rozdział bez okularów można nabawić się ślepoty ❤
    Rozdział jak zawsze wyszedł Ci idealnie 😍

    OdpowiedzUsuń
  4. co jest Marceli? ;o ale skoro to przez Mario to czyżby ciąża? :D czekam na kolejny z niecierpliwością, pisz szybciutko! :D pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Kochanie Ty moje, ja cię chyba normalnie... No jak? Jak możesz urywać w takim momencie? Masz szczęście, że nieco mi zdradziłaś :p Co nie zmienia faktu, że jestem cholernie spragniona nowego rozdziału. Niestety wszystko wskazuje na to, że przeczytam go dopiero po moim powrocie, bo w następną niedzielę wyjeżdżam, a obawiam się, że jak w BCN wbiję na neta, to chyba niestety zbankrutuję XD No nic, jakoś wytrwam. Buziaki i weny, kochana, weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Przeczytałam cały!
    Muszę przyznać, że z początku czułam niechęć. Tak nagle poznaje ją w klubie i potem towarzyszy jej na każdym kroku tuląc ją, całując. A ten samolot, kiedy całował ją cały czas, a ona przecież go nie znała. I cały czas myślałam, że Marcela jest siostrą Marco. Ale później, z każdym kolejnym rozdziałem zaczęłam się wkręcać. Zainteresowałaś mnie i chciałam więcej i więcej i czytałam i czytałam i nagle koniec. I ty mi jeszcze piszesz, że nie będzie rozdziału w przyszłym tygodniu? O kobieto!
    Sposób w jaki piszesz, ta lekkość, te związki frazeologiczne, te przymiotniki i epitety.. Kocham!
    I czekam z niecierpliwością na kolejny!
    I mam ogromniastą prośbę: mogłabyś polecić mi jakieś ciekawe blogi tego typu? w sensie o piłkarzach, o klubach, tego typu jak Twój? To pierwszy blog, jaki czytam o piłkarzu i chcę czytać takich więcej, więc jeśli być mogła to napisz na gg 37306954 albo na email annak96@interia.eu
    Z góry dziękuję i nie mogę się doczekać następnego! :*

    OdpowiedzUsuń