środa, 4 marca 2015

Rozdział 7. Spokojnie, to tylko ja.

[Jess]

Nie miałam ochoty dzisiaj na niego patrzeć. Mimo tego, że przeprosił za przypadkowe wypaplanie aktualnego miejsca zamieszkania Marceli swojemu przyjacielowi, jakoś nie potrafiłam spojrzeć obiektywnie na tą całą sytuację. Próbowałam skupić się na gęsto skupionych wokół siebie literkach, ale po chwili dałam za wygraną. Odłożyłam książkę na bok, przy okazji spoglądając na zegarek. Marco mógł dosłownie za chwilę wrócić z treningu, a ja nie chciałam uraczyć go kolejną porcją mojego niezbyt dobrego humoru. Przeszłam szybko kuchni, zgarniając z blatu swoją torbę, ale niestety nie zdążyłam. Musiałam stawić czoło temu, co mnie teraz zapewne czekało. Usłyszałam cichy szelest zdejmowanej kurtki i butów. Na chwilę wstrzymałam oddech, nie będąc pewna, czy być może to on jest zły na mnie za moje zachowanie względem niego. Bezgłośnie poruszałam ustami, nie wiedząc, co mam powiedzieć, kiedy dojrzałam ogromny bukiet czerwonych róż w rękach piłkarza. Nieco zrzedła mu mina, widząc jak mocno ściskam pasek od torebki. Mimowolnie pokręciłam tylko głową na znak, że mimo moich wcześniejszych planów nigdzie się nie wybieram i daję mu szansę na kolejne przeprosiny. Nie wiedziałam, że aż tak bardzo zraniło go to, co powiedziałam mu rano. Zawsze wszystko psujesz, do jasnej cholery! Czemu jak muszę na tobie polegać, to zawsze robisz wszystko, żeby to zepsuć?! - moje własne słowa echem odbijały mi się w głowie. Spuściłam wzrok na czubki swoich, coraz bardziej zażenowana swoją postawą. Byłam okropna. Chwileczkę, jedna poprawka. Ja nadal jestem okropna. 
- Nie masz za co mnie przepraszać, kochanie - wyłkałam, prawie dławiąc się własnymi łzami, które spływały wartkim potokiem po moich policzkach - to ja powinnam to zrobić.
- Ale gdyby nie to... to przecież nie musiałabyś... krzyczeć. Spokojnie, już jest wszystko w porządku.
Położył ostrożnie kwiaty na stole, po chwili delikatnie zamykając mnie w ciepłym uścisku. Nie wiem, czemu ostatnimi czasy zrobiłam się taka drażliwa. Może przez to, że wróciła Marcela? Chociaż tak naprawdę akurat teraz ta myśl zabrzmiała wyjątkowo głupio, ponieważ kilka dni temu wyjechała zobaczyć swoje mieszkanie do Monachium. Oczywiście nie poinformowała o tym Mario, który chodził wściekły, nie mogąc się wcale do niej dodzwonić. Dobrze wiedziałam, że nigdy nie odbierze. Uwielbiała doprowadzać facetów do szaleństwa, a szczególnie takich jak on. Dał się podejść i najwyraźniej jeszcze tego nie zauważył, chociaż pewnie niedługo się zorientuje. Czasami szczerze współczułam kolejnym facetom Marceli, którzy, jak sama twierdziła, nie byli dość dla niej dobrzy. Może miała rację. Pewnie to po jego wyjeździe ten humor 'przeniósł' się na mnie, a Marco bezpodstawnie nim dość boleśnie oberwał. W końcu poczułam, że słone łzy przestają lecieć z kącików oczu. Ale i tak koszulka mojego chłopaka była cała mokra. Roześmiałam się cicho, układając ręce na klatce piersiowej blondyna. Idealna cisze przed burzą, której on nigdy by się nie spodziewał.
- Boże, przecież ty nie możesz być z taką kobietą jak ja - wydukałam odrobinę drżącym głosem, biorąc głęboki oddech. Koniecznie musiałam wziąć się w garść. I to zaraz. Nie mogłam dać się zwieść temu niedowierzającemu spojrzeniu, które mówiły jedno.
- Mogę i chcę... Nie chcę być z kimś innym.
- Nie dociera to do Ciebie? Za każdym razem po takiej akcji mam ochotę zapaść się pod ziemię. Uświadamiam sobie, że nigdy nie będę dziewczyną, na którą zasługujesz - powiedziałam śmielej, chociaż w głębi duszy miałam ochotę zamordować sama siebie. Ale ja nie mogłam mu robić takich wyrzutów nigdy więcej, bo kiedyś bardzo źle by się to skończyło dla nas obojga. W głowie miałam mętlik. Stałam niczym słup soli, widząc, jak pada przede mną na kolana.
- Przestań. Nie chcesz sobie tego ułatwić, nie cierpieć? - jęknęłam bezgłośnie, czując, jak moja decyzja blednie coraz bardziej.
- Będę cierpiał, kiedy to właśnie Ciebie przy mnie nie będzie.
- Daj spokój! - wyłkałam jeszcze bardziej rozpaczliwie niż kilka chwil wcześniej. - Chociaż ze względu na to, żeby było nam łatwiej.
- Kocham cię. Kocham, kocham, kocham. Ile razy mam to jeszcze powtórzyć, że mimo wszystkich twoich wad, zawsze będę Cię kochał? - powiedział drżącym głosem. Nie wytrzymałam, próbując wmówić sobie, że to nie jest prawda. Bez chwili wahania upadłam razem z nim i przycisnęłam swoje spragnione wargi do ust. Miałam nadzieję, że to jeszcze nie koniec.

[Marcela]

Wierzchem dłoni starłam kroplę potu, która leniwie płynęła mi po karku. Na szczęście zdążyłam się uporać z wszystkimi pudłami, których i tak było zdecydowanie za dużo. Związałam włosy w koński ogon, próbując policzyć, ile czasu w samotności mi pozostało. Tylko kilka. Głośno przełknęłam ślinę, z paniką uświadamiając sobie, że nie mam najmniejszej ochoty nigdzie się wybierać. Tym bardziej na rozmowę kwalifikacyjną do jednej z monachijskich kancelarii prawnych. Chciałam, żeby moje życie po wybraniu nowej drogi trochę się unormowało. Bynajmniej na tą chwilę zmierzało do tego, co za sobą zostawiłam. A tego nie chciałam, mimo wszystkich korzyści, jakie z tego płynęły. Dzięki temu mogłam kupić też sobie to mieszkanie, chociaż oczywiście mogłam zaoszczędzić i kupić inne, mniejsze. Jednak wygoda i dostęp do centrum miasta zwyciężyły. Nigdy nie lubiłam mieszkać na podbrzeżu miasta.
Złapałam się na tym, że obracam telefon w rękach, spoglądając na numer do pewnej osoby. Dzwonił kilkakrotnie, a ja z bezczelnym uśmiechem wpatrywałam się w ekran, nie robiąc zupełnie nic, żeby odebrać. Jaka ja byłam dla niego wredna. Podskoczyłam, widząc, jak robi to po raz kolejny. Tym razem, nie chcąc tracić dobrego humoru, odłożyłam go z powrotem do jednej z szuflad. Mimo wszystko, nadal uparcie dzwonił. Zmarszczyłam czoło, zastanawiając się, co on tak naprawdę sobie o tym wszystkim myślał. Że wystarczy poderwać dziewczynę na imprezie i może mieć ją na własność? Niedoczekanie jego. Przy wtórze dzwonka odezwał się ten przy drzwiach, więc jak najszybciej ruszyłam do przedpokoju, chcąc je otworzyć mojemu... niespodziewanemu gościowi. Mogłam się tego spodziewać.
- Spokojnie, to tylko ja - zaczął Mario, kiedy bezskutecznie zaczęłam go okładać zwiniętymi pięściami w klatkę piersiową. Nagle zacisnął dłonie na moich nadgarstkach, przykładając moje bezużyteczne ramiona do ściany. Sam też nie próżnował. Mimo tego, że miał na sobie cienką kurtkę, czułam twarde mięśnie brzucha chłopaka.
- Jak ty... - zaczęłam, ale nie dał mi spokojnie dokończyć.
- Szkoda, że mamy takie cienkie ściany. Kiedy tak dobitnie nie mogłem się do ciebie dodzwonić, po prostu to usłyszałem. Taki pech, że będziemy teraz mieszkać obok siebie! - warknął, bez żadnego zaproszenia wchodząc od mojego mieszkania. Zamrugałam kilkakrotnie powiekami, nie wierząc w to, co wydarzyło się przed kilkoma sekundami. Niczym automat weszłam za nim, dokładnie zamykając za sobą drzwi.
- Masz fuksa, żeby tak na mnie wpadać - mrugnęłam do niego, kiedy wyjęłam dwa kubki w celu zaparzenia herbaty. Przysiadł się na stołku przy wyspie kuchennej, przez cały czas spojrzeniem wywiercając dziurę w moich plecach.
- Nie zrobiłbym tego, gdybyś łaskawie chciała porozmawiać ze mną przez komórkę - zripostował, nie odpowiadając na moją wcześniejszą wypowiedź.
 - A miałam taki obowiązek? - prychnęłam lekceważąco, powoli nalewając wody do czajnika. Nie miałam ochoty patrzeć wprost na niego, dlatego ciągnęłam tą czynność tak bardzo, jak się dało.
- Poniekąd... nie - zaczął, dokańczając po namyśle - przynajmniej żywiłem małą nadzieję, że chociaż trochę mnie lubisz.
- Jakbym mogła polubić takiego kogoś jak ty? Wstydź się, jeśli naprawdę tak myślisz - powiedziałam, grożąc mu łyżeczką w powietrzu.
- Naprawdę jestem aż tak bardzo nieznośny? - zapytał, udając tym przejętego. - Zawsze miałem wrażenie, że i tak mnie uwielbiasz.
Z śmiechem ułożył ramiona od tyłu na mojej talii, delikatnie całując mój kark, który niemal natychmiast pokryła gęsia skórka. Wymruczałam coś cicho na temat jego podrywów, przy okazji zakręcając kurek pod gwiżdżącym czajnikiem. Nim zdążyłam obrócić się do chłopaka, ten postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i przycisnął swoje usta do moich.
                                             ------------------------------------------------
Witam was po długiej przerwie w dodaniu rozdziału, której niestety nie planowałam. Ale niestety szkoła wymaga, żebym i nauce poświęciła trochę więcej czasu niż zwykle. ;) Mam nadzieję, że początek z perspektywy kogoś innego niż nasza główna bohaterka przypadł wam do gustu. Ciekawa jestem, co myślicie o zachowaniu Mario. :D