czwartek, 29 stycznia 2015

Rozdział 6. Do twoich usług, księżniczko.

  Z determinacja wpatrywałam się w ekran telefonu. Jakbym samym spojrzeniem mogła spowodować, że łaskawie zadzwoni. Nie odzywał się już dwa dni i w dodatku irytowało mnie to coraz bardziej. Na szczęście nie zapomniałam zatelefonować do Jess. Z jej relacji wynika wyraźnie, iż z dnia na dzień był obrażony w większym stopniu. Nawet, kiedy moja przyjaciółka chciała mi go dać, on podobno ostentacyjnie wyszedł z pokoju, wyrażając dość dobitnie swoje zdanie na ten temat. Cóż, przecież nie mogłam do niczego Mario zmusić. To tylko jego wybór i decyzje. Wieczory w Dortmundzie były spokojnie, dzięki czemu mogłam odetchnąć od codziennego rytmu życia, które były dość zabiegane. Nie to, co Nowy York. Tam nawet o dobrą taksówkę czy przyzwoitą kawę musiałam polować niczym tygrys na swoją ofiarę. Oparłam się o balustradę tarasu, spoglądając rozmarzona na rozgwieżdżone niebo. Skręcona kostka była już odległym spojrzeniem. Jakaś mała gwiazda postanowiła spleść mi psikusa i właśnie przecięła Drogę Mleczną, znikając za horyzontem. Nie pomyślałam o jakimś życzeniu, w obawie, że mogłoby się ono jeszcze spełnić.
- O czym tak myślisz? - zapytała Agata z uśmiechem, dołączając do mnie.
- Zastanawiam się, czy nie kupić jakiegoś mieszkania w Monachium - palnęłam jednym tchem, chociaż tak naprawdę chciałam powiedzieć coś zupełnie innego, chwilę potem dostrzegając zdziwioną minę blondynki.
- A dlaczego akurat tam a nie gdzie indziej? - zapytała dziwnym tonem, najwyraźniej nie rozumiejąc mojego wyboru. I kto mówi. Jestem zdziwiona swoim nagłym i niekontrolowanym zachowaniem. Jeśli mam być dodatkowo szczera sama z sobą, nie wiem, czemu w mojej głowie tak naprawdę zrodził się tak głupi pomysł. A może... nie?
- Byłam tam przez kilka dni przed przyjazdem tutaj i miasto zrobiło na mnie dobre wrażenie - mruknęłam cicho. Wiedziałam, że mój brat raczej nie będzie zachwycony, kiedy o tym usłyszy.
- Jeśli ty tak uważasz. To jest tylko twoja decyzja - westchnęła - ale pewniej byłoby lżej Kubie, gdybyś mieszkała trochę bliżej niż do tej pory. Pomimo wszystko bardzo się o Ciebie martwi.
- Zawsze taki był i raczej taki będzie - odparłam, niechętnie wracając na kilka chwil do wspomnień z niezbyt szczęśliwego dzieciństwa. Agata, widząc mój zbolały wyraz twarzy, ścisnęła pocieszająco moją dłoń. Odetchnęłam z trudem, mimo wszystko oglądając świat zaszklonymi oczami. Nienawidziłam tych chwil słabości, które były w stanie obnażyć wszystkie moje rany.
- Jest twoim bratem i nigdy się to zmieni - powiedziała miękko, na co odważnie podniosłam spuszczoną głowę do góry.
- Tak - przełknęłam głośno ślinę - nawet nie wiesz, jak się cieszę, że trafił na taką kobietę jak ty.
 Nadal mówiłam dziwnie zduszonym głosem, ale opanowałam większość emocji, które wezbrały gwałtowną burzą. Do naszych uszu dobiegło trzaśnięcie drzwiami. Spojrzałam na szwagierkę spod uniesionych brwi, kiedy postanowiła sprawdzić, jakiego jej mąż gościa wpuścił do domu. Z coraz większym znudzeniem przeglądałam listę kontaktów. Jakby to cokolwiek zmieniło. Nie wiedziałam, co mam sądzić o Łukaszu. Porozmawialiśmy i w miarę naszych możliwości wyjaśniliśmy sobie większość spraw, które kiedyś było trzeba zamknąć na dobre. Kiedy włożyłam komórkę do kieszeni i uniosłam wzrok, zachwiałam się mocno. Skąd, do jasnej ciasnej, on się tu wziął?
- Kłamczuszek - powiedział z wyrzutem Mario, od razu oplatając mnie ramionami w talii. Jakbym miała obowiązek spowiedzi.
- Skąd ty... - zaczęłam, ale przyłożył mi palec do ust w geście zachowania milczenia, ich opuszkami obrysowując cały kontur warg.
- Marco jak zawsze nie potrafi trzymać języka za zębami. Wystarczyło tylko wysępić od niego adres i jestem gotowy do twoich usług, księżniczko.
 Zanim zdążyłam odpowiedzieć na jego wywód, wziął mnie na ręce i zaniósł na kanapę, która stała naprzeciwko łóżka w pokoju gościnnym. Wpatrywałam się w niego, nie do końca rozumiejąc, czemu tak bardzo zależy mu na jakimkolwiek kontakcie ze mną. Puścił do mnie oko, jakby wiedział, o czym właśnie myślę. Albo raczej o kim.
- Czemu nie chciałeś rozmawiać? - zapytałam, głaszcząc kciukiem jego kilkudniowy zarost.
- Byłem trochę zły na Ciebie, że nie pojechałaś wtedy ze mną, jak sobie umyśliłem - odpowiedział, najwyraźniej nie potrafiąc się powstrzymać od tego, żeby obsypywać moją szyję delikatnymi pocałunkami.
- Przestań. W ogóle  nie mogę się skupić.
- Przecież to moja specjalność - powiedział tylko, na co prychnęłam z pogardą.
- Zdążyłam zauważyć - odparłam z uśmiechem, kiedy spróbował mnie pocałować. Sapnął zrezygnowany, kiedy odsunęłam się w bok. Zanim jednak zdążył całkowicie porzucić ten pomysł, sięgnęłam rękami za kołnierz jego koszuli i przyciągnęłam do siebie, by złożyć na ustach bruneta siarczysty pocałunek. Wyczułam triumf, na który pozwolił sobie nawet w najdrobniejszym ruchu. Każdy, najdelikatniejszy gest wywoływał u mnie przyjemny zawrót głowy. Trzepnęłam dłoń Mario, czując, jak zaczyna podwijać mi bluzkę. Mruknęłam, żeby przestał, ale on na to wcale nie reagował. W końcu to ja mocno zdyszana zrobiłam ten ostatni krok. Nadal miał ciemne oczy od namiętności, które je trawiły. Dopiero teraz zauważyłam, że leży pod mną bardzo z tego zadowolony.
- Mam Cię serdecznie dosyć. Robisz sobie, co chcesz i mieszasz mi porządnie w głowie - wymruczałam cicho, przeczesując ułożone włosy chłopaka. Niemal natychmiast powykręcały się na różne strony, tworząc masę niesfornych kosmyków.
- Będę pamiętał. Tymczasem ja... chyba naprawdę przesadziłem. Przepraszam.
 Ułożyliśmy się obok siebie na kanapie. Byłam pod wrażeniem jego przeprosin, które człowieka pokroju Mario muszą dużo kosztować. Słyszałam nawet miarowe bicie jego serca. Nie chciałam zasnąć, ale wszystko działało przeciw mi. Nie dałam rady dalej walczyć i odpłynęłam, a błogie sny utuliły mnie w swoich ciepłych ramionach.
                                                             *******
  Niespodziewanie jej głowa bezwładnie na mój bark. Z zdumieniem zauważyłem, że moja wojownicza dziewczyna usnęła. Szybko przeniosłem ją na łóżko, przykrywając jednym z grubszych koców znalezionych na komodzie. Zanim wyszedłem z sypialni, pożegnałem Marcelę krótkim pocałunkiem w czoło. Kiedy zszedłem na dół, zastałem tam tylko Kubę. Agata poszła chyba z Oliwką budzić Lenkę na kolację.
 - Słuchaj - zaczął niepewnie mój były kolega z szatni, odprowadzając mnie do przedpokoju - czy między tobą a Marci coś... jest? Wiem, że nie powinienem wtrącać się w wasze sprawy, ale...
- Twoja siostra to prawdziwy, twardy orzech do zgryzienia - odpowiedziałem, zakładając skórzaną kurtkę - Nie wiem. Teraz po prostu nie potrafię odpowiedzieć Ci na to pytanie. Potrzeba czasu.
- Pamiętaj, że jakby moja siostra mi coś na Ciebie skarżyła, to będziesz miał przechlapane.
 W pewnym sensie nawet tęskniłem za wszystkim, co zostawiłem za sobą w Dortmundzie. Uściskałem rękę mężczyzny na do widzenia. Wyszedłem z jego domu, po chwili spoglądając w kierunku konkretnego okna. Jakbym liczył, że ona się tam pojawi. Tym razem nie mogłem pozwolić, żeby kogoś takiego jak ona zostawić bez odpowiedzi.
                                               --------------------------
Heeej! :* Tym razem długość rozdziału jest trochę dłuższa niż w poprzednich. Mam nadzieję, że się z tego ucieszycie. ;) Jak widzicie, zmieniłam szablon wraz z tłem, które powinno przypaść wam do gustu. :D

wtorek, 6 stycznia 2015

Rozdział 5. Cały czas mówisz tylko o niej.

   Z trudem powstrzymywałam łzy cisnące mi się do oczu. A chciałam zapomnieć o nim już na zawsze. Wzdrygnęłam się lekko, uciekając całym ciałem od jego wyciągniętej dłoni. Przecież to ja byłam ta zła. Zerwałam z nim, zostawiając go w czarnej rozpaczy. Ból kostki został prawie zagłuszony przez nieprzyjemne łomotanie w piersi, którego nie potrafiłam za nic się pozbyć. Z głośnym świstem wypuściłam powietrze z płuc, próbując opanować nerwy. Nie, to nie tak miała zacząć się moja wizyta u brata! Chciałam mieć w końcu święty spokój, ale jak zwykle los podyktował zupełnie co innego. Zacisnęłam zęby, próbując nie uciec stąd z krzykiem bezradności na ustach. Chociaż to bardziej niemożliwe w moim stanie.
- Łukasz? - wydukałam zduszonym głosem, mając na uwadze to, że miałam ochotę stąd zwiać.
- Ciii... - wyszeptał, biorąc mnie na ręce. - Wiem, o czym prawdopodobnie myślisz. Nie masz się czym zamartwiać.
  Jego słowa wprawiły moje zmysły w osłupienie. Sprawnie zaniósł mnie pod same drzwi, pukając łokciem. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu, słysząc szybkie kroki najstarszej córeczki mojego brata. Buzia małej Oliwki była niczym małe słońce, po zobaczeniu, kto stoi w progu. Zaklaskała w pulchne rączki, pędząc niczym struś z powrotem w głąb domu. Chwilę po tym, jak Piszczek postanowił położyć mnie na kanapie w salonie, mała przyprowadziła swojego tatę, który dość zdumiony spojrzał na nas obydwoje. Wkrótce mogłam poczuć znajomy uścisk, za którym tak mocno tęskniłam. Mała Błaszczykowska trochę onieśmielona usiadła obok swojej cioci, którą tak bardzo uwielbiała. Rozpieszczałam swoją siostrzenicę za każdym razem, kiedy tu byłam. Pewnie dlatego, że nie widujemy się zbyt często.
 - To mi zrobiłaś niespodziankę - zaczął, przeczesując ręką włosy, przy okazji siadając na krawędzi kanapy. Następnie spojrzenie skierował ku swojemu przyjacielowi, unosząc jedną brew ku górze.
  - Twoja siostra skręciła kostkę na tym twoich chodniku. A tyle razy Ci powtarzałem, żebyś wziął zwykłe kamyczki na dróżkę - powiedział sarkastycznie, wychodząc po moje bagaże. Uścisnęłam mocno rękę brata. Jakbym miała obawy, czy to aby na pewno nie jest iluzją i czy nie zniknie w chmurze szarego dymu. Ale nadal wszystko było na swoim miejscu. Tak, jak być zawsze powinno.
 - A gdzie Agata? - zapytałam, kreśląc na wierzchu jego małe kółeczka. Był to nasz stary, bardzo dobrze znany sposób na robienie sobie nawzajem na złość. Dzisiaj jednakże przywoływał on tylko miłe wspomnienia.
 - Wyszła na zakupy do sklepu, zabierając przy okazji Lenkę - westchnął, po czym musiał podnieść się do góry, żeby pomóc swojemu przyjacielowi w niesieniu walizek. Jak na razie postawili je koło schodów. Piszczu rozsiadł się wygodnie na fotelu, natomiast drugi z panów poszedł poszukać czegoś do kuchni. Oliwia podała mi małą, pluszową Emmę. Jak skrupulatnie wyjaśniła, miała ona uśmierzyć mój ból. Przytuliłam ją, czując ciepło rozchodzące się powoli po moim ciele. Po kilku minutach Kuba wrócił z maścią oraz białym bandażem, który wkrótce spoczywał owinięty wokół opuchniętej kostki. Spojrzałam na nich obu i wbrew wszystkiemu potrafiłam się w pełni cieszyć, że mogę być tutaj. Niestety została mi jeszcze jedna sprawa do załatwienia.
                                                            *******
   Brunetka stała wtulona w ramiona Marco, jednakże cały czas będąc myślami przy swojej przyjaciółce. Zastanawiała się mianowicie, czemu tak strasznie chciała zataić przed zawodnikiem z Monachium swoje pochodzenie. Nie rozumiała tego, chociaż musiała uszanować jej decyzję. Blondyn zauważył, że jego dziewczyna pomimo tego wszystkiego co się dzisiaj wydarzyła, iż jest
bardziej zmartwiona niż zazwyczaj. Uniósł delikatnie podbródek dziewczyny, uśmiechając się nikle. Natomiast ona spojrzała na niego spod kaskady długich rzęs, mając nadzieję, że ta chwila będzie trwała dalej. Niestety uśmiech na jej twarzy nie przetrwał dłużej, ponieważ do kuchni wparował Mario, który najwyraźniej już uporał się z bagażami w pokoju gościnnym. Zazgrzytała zębami, uwalniając się z uścisku klubowej jedenastki. Tak, brunet miał wyjątkowy talent do psuci takich chwil jak ta. Szybkim krokiem doszła do schodów, wkrótce idąc już na górę. Trzasnęła drzwiami, a piłkarze zaskoczeni taką reakcją wzdrygnęli się mimowolnie.
 - Naprawdę musiałeś? - zapytał blondyn, nawet nie mając ochoty na pobłażliwy ton.
 - Skąd ja niby mogłem wiedzieć, że będziesz się z nią tutaj miziać? - odparł, puszczając oko do swojego przyjaciela. Dalej ich rozmowa zeszła na inne tory, które bynajmniej na początku nie dotyczyły żadnej dziewczyny. Dopiero po kilku minutach Mario zauważył, że przyjaciel patrzy się na niego spod uniesionych brwi. Włożył ręce do kieszeni, patrząc zrezygnowany przed siebie.
 - Znów coś zrobiłem? - warknął, przewracając oczami na znak protestu.
 - Od jakichś dobrych dziesięciu minut, cały czas paplasz jęzorem o tej... Marceli.
                                                    ------------------------------
Wiem, krótki. Ale jakoś nie potrafię wymusić na sobie dłuższego. Wybaczcie! Mam wrażenie, że napisałam go nieco chaotycznie, ale to zostawiam do waszej oceny. :)