niedziela, 28 grudnia 2014

Rozdział 4. Kłamiesz!

     Nadal nie mogłam uwierzyć w to, że przez przypadek odnalazłam Jess. Mario nadal spoglądał na nas z zdumieniem malującym się na twarzy. Obie uniosłyśmy wysoko brwi na widok jego miny. Klepnęłam krzepiąco chłopaka w ramię, jednak on tylko pokręcił głową ze zrezygnowaniem. Mruknął coś bardziej niezrozumiałego pod nosem. Pewnie gdybyśmy stały w tym uścisku jeszcze chwilę dłużej, to sam by nas rozdzielił. Ruszyłyśmy w stronę parkingu na zewnątrz lotniska, a brunet bez słowa podążał za nami. Jego niezadowolona mina mówiła sama za siebie. Nieco zwolniłam kroku, kiedy zorientowałam się, że moja przyjaciółka tak naprawdę nie może odwieźć mnie wprost do domu Kuby. Dotknęłam delikatnie ramienia Jessie dłonią, bezgłośnie poruszając ustami. Skinęła głową, najwyraźniej rozumiejąc. Teraz pozostał tylko on. Ale na myśl o tym, że miałam go opuścić, coś skręcało mi się nieprzyjemnie w żołądku.
   - Mario- zaczęłam dość beztrosko -Wybaczysz mi, jeśli opuszczę cię na trochę?
   - A niby dlaczego miałabyś to zrobić? Taki to duży problem pobyć jeszcze tobie ze mną?- zapytał z wyrzutem, wyginając usta w dość marnej parodii prawdziwego uśmiechu.
   - Mam parę spraw do załatwienia- mruknęłam, kiedy objął mnie w talii. Jessica tymczasem chciała najwyraźniej dać nam trochę prywatności, bo odeszła w stronę swojego samochodu. - Później jakoś się zdzwonimy i spotkamy w Dortmundzie, dobrze?
  - Ostatni raz zgadzam się na coś takiego, pamiętaj, Marcelino- powiedział dość hardo, aczkolwiek na samym końcu usłyszałam miękką nutę jego głosu. Obróciłam się, żeby spojrzeć mu prosto w twarz. Zauważyłam, iż moje nagłe odłączenie od niego zbyt dobrze nie wpłynęło na jego i tak paskudny nastrój. Ale czy ten smutek mógł być udawany? Pocałowałam go delikatnie na pożegnanie, wciskając mu do ręki moją wizytówkę. Skinął tylko głową, wsiadając do samochodu. Nawet się na mnie nie obejrzał. Westchnęłam ciężko, mając nadzieję, że nie obraził się do końca. Podałam jeszcze tylko swój aktualny numer Jess, ściskając ją. Nie miałam ochoty teraz jej opuszczać, ale jakaś niesamowita siła ciągnęła mnie w stronę brata. Odmaszerowałam powoli, ciągnąc za sobą walizkę. Nagle szczęśliwie jedna z taksówek zatrzymała mi się praktycznie przed nosem. Pośpiesznie wsiadłam do środka. Nie chciałam, żeby mi uciekła. Podobnie jak wiele rzeczy w moim życiu.
                                                              ********
    Z jeszcze większą uwagą spojrzałam na Mario. Westchnęłam tylko, ukradkiem unosząc usta ku górze. Włożyłam brzęczące kluczyki do stacyjki. Samochód w końcu postanowił zapalić. Chłopak milczał i ja to uszanowałam. Nigdy nie chciałam z kimkolwiek na siłę prowadzić rozmowy. Nie miałam ochoty mu się narzucać.
   - Czemu Marco nie przyjechał?- zapytał, przerywając dość uciążliwą ciszę.
   - Trochę popił na wczorajszej imprezie zorganizowanej przez Durma. Znając życie dopiero teraz wstał z łóżka. A co tam u ciebie?- zagadnęłam, skręcając w jedną z mniej zatłoczonych ulic Dortmundu.
   - Jak zwykle nic nowego... A tak w ogóle, skąd znasz Marcelinę?
   - Razem studiowałyśmy prawo. Nie powiesz mi, że ci się nie podoba- stwierdziłam, znając go już wystarczająco długo na to, żeby poznać ten rzadki błysk w oczach.
   - Daj spokój- warknął, na co tylko obojętnie wzruszyłam ramionami. Uodporniłam się na takiego jego specjalne humorki -Dziewczyna jak każda inna, pełno tu takich.
   - Kłamiesz!- zawołałam z triumfem wymalowanym na twarzy, będąc po raz kolejny coraz bardziej zadowoloną z siebie -Widzę to po tobie, mój drogi. Inaczej nie zadawałbyś mi tego pytania!
   W myślach zdołałam odtańczyć taniec radości. Złapanie kogoś takiego on na popełnieniu błędu było nie lada sukcesem. Tym bardziej odczuwałam z tego pewnego rodzaju specjalną satysfakcję. Być może i dlatego niekiedy uchodziłam za osobę wredną. Ale nie dla Marco. Gwałtownie zahamowałam przed przejściem dla pieszych. Zaczęłam rytmicznie uderzać czubkami paznokci o skórzaną kierownicę, wpatrując się nieustępliwie w czerwone światło. Jakby moje spojrzenie miało spowodować zmienienie jego koloru.
   - Jessie, chyba naprawdę nie masz co robić. Marco jeszcze nawet nie wie, na jak dobrą sztukę trafił- puścił do mnie zawadiacko oko.
   - Nie pozwalaj sobie, casanovo!- zaśmiałam się głośno, potrząsając bujną czupryną. Kilka niepokornych kosmyków opadło na moje czoło. W końcu mogłam ruszyć do przodu. Na szczęście nie było wielkich korków, kiedy przejeżdżaliśmy przez centrum. Blondyn zadzwonił do mnie, ale ja kazałam odebrać telefon Mario. Okazało się, że musimy jeszcze zajechać po drodze do najbliższej apteki po jakieś na silny ból głowy.
                                                      *******
     Obojętnym wzrokiem odprowadziłam odjeżdżającą taksówkę. Nerwowo ścisnęłam rączkę walizki. Nie wiem, jak na tych miękkich nogach zdołałam choćby otworzyć furtkę i zrobić jeszcze kilka kroków. Każdy z nich przybliżał mnie do upragnionego celu. Ten jednak zgasł równie szybko jak płomień świecy obcujący z podmuchem wiatru. Nagle poczułam rwący, ostry ból w lewej kostce. Upadłam na kolana, zaciskając usta w wąską kreskę. Usiadłam z trudem na krańcu wybrukowanej
ścieżki. Tępe pulsowanie nie zanikało. Wręcz przeciwnie, bo miałam wrażenie, że z każdą sekundą ból jest bardziej dotkliwy.
   - Skąd ty się tu wzięłaś?
   Miałam nadzieję, że tym razem los mnie zawiedzie. Że to nie będzie ten, którego głos nadal wywoływał drżenie całego mojego ciała. Byłam głupia, myśląc, iż chociaż raz uda mi się uciec od tej kłopotliwej odpowiedzialności  za to, co zrobiłam.

sobota, 20 grudnia 2014

Rozdział 3. Jak ty leziesz...

     Wystarczy tylko kilka sekund, by zmienić swoje życie. Nie wiem, kiedy tego dokonałam. Chyba minęłam ten moment. Najwyraźniej bardzo łatwo go przegapić. Z politowaniem spoglądałam na czubek głowy bruneta, który kłócił się z jakimś mężczyzną, który sprawdzał bagaże. Wywróciłam teatralnie oczami, z trudem nie próbując do niego podejść i czegoś mu dobitnie wytłumaczyć. Uważał, że kłótnia rozwiąże sprawę lepiej niż cokolwiek innego. Na szczęście skończył swoją pasjonującą tyradę nad tym biednym człowiekiem, zwracając się w moją stronę. Próbowałam ukryć swoje rozbawienie, ale na wiele się to nie zdało. Bez najmniejszego poczucia winy wręczył mi dość ciężką walizkę, która oczywiście była moja. Najwyraźniej nie zaprzątał sobie głowy myślą, żeby pomóc takiej biednej dziewczynie jak ja. Przez kilka sekund mierzyliśmy się wzrokiem, aż na oczach wszystkich postanowił złożyć na moich ustach dość namiętny i widowiskowy pocałunek.
   - Tak próbujesz odciągnąć moją uwagę?- sapnęłam, próbując bezskutecznie powstrzymać płomienne rumieńce energicznie pnące się po całej szerokości policzków. Próbowałam nie zwracać uwagi na te przeszywające spojrzenia, które najczęściej kierowały w moją stronę jakieś młode, zazdrosne, nieznajome dziewczyny. Wzruszyłam tylko ramionami, bo co innego mogłam zrobić? To ich problem, nie mój.
   - Myślałem, że lubisz mnie jako niesamowitego całuśnika- mrugnął porozumiewawczo, wyjmując z kieszeni czarnych dżinsów wibrujący telefon. Z jego ucieszonej miny wywnioskowałam, że dzwoni nikt inny, jak Marco. Westchnęłam, niecierpliwie przestępując z nogi na nogę. Mijały kolejne minuty, a ja miałam coraz większą ochotę wyjść z tego zatłoczonego miejsca. I w końcu nie wytrzymałam, czego można by się po mnie spodziewać. Pokręciłam przecząco głową. Pomachałam mu ręką na pożegnanie, pewnym siebie krokiem kobiety zdecydowanej na wszystko kierując się w stronę wyjścia.
   -Ej, Marcelina, poczekaj!- krzyknął, ale jego dalsze nawoływania za mną nie miały większego sensu, ponieważ jego głos zniknął w szumie głośnych rozmów i startujących samolotów. Pomimo całego tego rozgardiaszu dopiero teraz miałam chwilę, po to, żeby zebrać w spokoju większość moich myśli. Podczas całej naszej wspólnej podróży podrywał mnie dość... skutecznie. Jednak czasami miewał momenty, kiedy był mocno złośliwy i miałam głupie wrażenie, że ma mnie gdzieś. Chwilę potem potrafił już po raz kolejny próbować do mnie 'dobierać' jeśli mam użyć tutaj słowa, które nie podlega cenzurze. Nagle poczułam, że uderzam głową w coś zaskakująco... miękkiego. Wymamrotałam pod nosem kilka przekleństw, pocierając wierzchem dłoni pulsujące bólem czoło.
   - Uważaj kobieto, jak leziesz...- powiedziałam, aczkolwiek moja złość z wyrazu na wyraz bladła coraz bardziej. Dopiero, kiedy podniosłam wzrok na winowajcę całego tego zajścia, zorientowałam się, na kogo wpadłam przez przypadek. Od czasu naszego ostatniego spotkania prawie się nie
 zmieniła. Nadal miała te piękne, fiołkowe oczy i falujące, orzechowe włosy. Zamykałam i otwierałam usta na przemian, nie mogąc oderwać od niej swojego stęsknionego spojrzenia.
   - Jess... Jak mnie los pokarał, że przez tyle lat nie mogłyśmy się widzieć!- wyszeptałam stłumionym głosem przez ramię mojej przyjaciółki.
   - Kochana... Nawet nie wiesz, jak mi cię brakowało- palnęła, chociaż znałam ją aż nazbyt dobrze. Nigdy nie wynosiła swoich uczuć na wierzch, chociaż bardzo możliwe, że zmieniła się tak przez związek z Niemcem. Była szczęśliwa, co mogłam poznać przez nawet tak drobne, nic nie znaczące gesty.
   - To wy się znacie?- zapytał zdyszany Mario, który w końcu mnie dogonił. Był piłkarzem, ale najwyraźniej nie wyrobił sobie formy pt. 'Gonienie kobiety, która i tak nigdy się nie zatrzyma'. Na razie chciałam tą chwilę zatrzymać jak najdłużej, także przytulaniu nie było końca.
   - Nic mu nie mów, że jestem siostrą Kuby- szepnęłam jej konspiracyjnie do ucha, na co ona praktycznie niezauważalnie skinęła głową. Na razie chciałam utrzymać to w tajemnicy jak najdłużej się da. Jeśli on mógł mieć swoje tajemnice i grzeszki, to ja też miałam do tego pełne prawo.

piątek, 12 grudnia 2014

Rozdział 2. Niech cię szlag!

      Nie mogłam zaprotestować. A czy ja cokolwiek mogłam zadecydować przy tak panoszącym się mężczyźnie? Robił co chciał, miał moje zdanie na temat tego, co teraz robi, po prostu gdzieś. Gdybym nie przerwała pocałunku, pewnie zaszłoby to dalej, niż bym tak naprawdę chciała. Spojrzał na mnie tylko tym swoim przenikliwym wzrokiem, pozwalając łaskawie, żebym oparła głowę na jego ramieniu. Głaskał delikatnie moje włosy, od czasu do czasu przesuwając dłuższy kosmyk między palcami. Mimo całej tej zwariowanej sytuacji... czułam się nadzwyczajnie dobrze, chociaż jakiś cichy głosik z tyłu mojej głowy cały czas powtarzał, że to jakieś urojone fanaberie. Jedyną myślą bądź osobą, która podtrzymywała mnie przy zdolności trzeźwego myślenia, był mój brat. Westchnęłam przeciągle.
    - Co tak sapiesz, pociągu ty mój?- powiedział drwiącym tonem, najwyraźniej dobrze się tym bawiąc.
     - Odkąd to się czymkolwiek interesujesz? Człowieku, znasz mnie kilka godzin. Nie mam obowiązku ci się z wszystkiego spowiadać- warknęłam w odpowiedzi, pokazując mu język. Pewnie gdyby dalej brnął z dociekliwymi pytaniami o moje prywatne życie, źle by się to dla niego skończyło. Oj tak. Nigdy nie lubiłam się dzielić z innymi moimi osobistymi problemami, a co dopiero mówić o takiej osobie jak Mario. Znałam go dopiero kilkanaście godzin, a już teraz wiem, że jeśliby miał takową ochotę, mógłby się rzucić na każdą dziewczynę po kolei. Ale ja nie miałam najmniejszego zamiaru być jego kolejną 'zdobyczą'.
   - Chcesz mnie zdenerwować, kochana?-zapytał zachrypniętym głosem, prowokując mnie jeszcze bardziej.
   - Niech cie szlag, Gotze- mruknęłam, aż przeszły mi ciarki po plecach. Uniosłam jego brodę na wysokość, która pozwalała mi spojrzeć mu prosto w oczy. Jego pewność siebie zbiła moje postanowienie o byciu taką grzeczną... Zamrugałam szybko powiekami, mając głupie wrażenie, że tym razem to ja zrobiłam coś, czego zrobić nie powinnam.
   - I to chciałem usłyszeć z twoich namiętnych ust, moja droga!-krzyknął uradowany niczym małe dziecko, całkowicie ignorując to, że miałam ochotę mu przywalić. Pewnie teraz połowa stewardes stoi pod drzwiami do naszego przedziału w samolocie i podsłuchuje, czy aby na pewno nie przegapiły czegoś ciekawego. Zaczął majstrować przy monitorze do oglądania filmów, mając mnie gdzieś. Chyba.
   - Jakaś ckliwa komedia romantyczna czy też pełen krwi horror?- spytał przeciągle, akcentując każdą sylabę- Jessica pewnie wybrałaby komedię chórem z Marco, ale...
   - Jaka Jessica?- uniosłam jedną brew ku górze. Znałam taką jedną dziewczyną, która była mi bardzo bliska. Serce zadudniło mi szybciej, chociaż to i tak mało możliwe, żeby to była akurat ona. Dyskretnie przygryzłam wargę, próbując mu nie zmącić po raz kolejny w głowie moim złym humorkiem.
   - Poczekaj... Jak to na miała na nazwisko... Walker... Tak, Jessica Walker!
  Uciekłam wzrokiem na bok, żeby nie widział mojego zarówno jak i zdziwionego, i przestraszonego spojrzenia. Ona jako jedyna potrafiła mnie zrozumieć, podtrzymać w trudnych chwilach. A ta rozłąka kilka lat temu była jedną z gorszych decyzji w moim życiu.
    - Miło mi będzie ją poznać, jeśli twój przyjaciel zechce się pojawić na lotnisku- puściłam do niego porozumiewawczo oko, żeby nic nie dać jak na razie po sobie poznać.
    - O ile wstanie po udanej, piątkowej imprezie- mruknął, kręcąc głową. Włączył w końcu ten durny film, na który już całkowicie straciłam ochotę. Byłam teraz myślami zupełnie gdzie indziej, gdzieś na jednej z ulic Dortmundu. Nie dość, że odwiedzę mojego ukochanego brata, to jeszcze będę miała okazję spotkać się z moją przyjaciółką. Mario znudził się chyba równie szybko jak ja brakiem akcji, bo zaczął obsypywać pocałunkami moje nagie ramię. Zamruczałam zadowolona, zakopując gdzieś głęboko wszystkie moje złe doświadczenia z takimi facetami jak on. A może tym razem szczęście się do mnie uśmiechnie?
   - Nigdy nie spotkałem tak fascynującej kobiety jak ty...
   - Co ty nie powiesz?
  Teraz to ja zapraszałam go do pocałunku.

                                               ******
Trochę krótki, ale tak naprawdę taki planowałam go zrobić od samego początku. I jak wrażenia? ^^ Mam nadzieję, że spodobał wam się równie mocno jak i rozdział I. :) 

sobota, 22 listopada 2014

Rozdział 1. Ahoj... przygodo?

    Z trudem zdusiłam w sobie jęk, czując po raz któryś bolesne uderzenie kantem walizki w kolano. Ze złością spojrzałam na plecy nieznajomego, który pędząc przed siebie lubił potrącać innych. Chociaż trudno mi było powiedzieć, żeby zrobił to w jakikolwiek sposób specjalnie. Sama przecież byłam taka sama, kiedy chciałam wywalczyć miejsce w nowojorskim metrze. Jednakże lotnisko w Monachium pękało w szwach, na co zareagowałam z oburzeniem. Stawiałam nieustępliwie kolejne kroki przed sobą, stawiając sobie za punkt honoru, żeby bez żadnego uszczerbku na zdrowiu dotrzeć spokojnie do odprawy. Ha, dobrze powiedziane. Mimo moich najszczerszych chęci nie potrafiłam powstrzymać rosnącego poziomu frustracji, który rósł coraz bardziej z każdą chwilą. Tupnęłam z oburzenia nogą prawie jak mała dziewczynka, kiedy ogłoszono, że odlot samolotu do Dortmundu opóźni się prawie o ponad godzinę. Szarpnęłam mocno swój bagaż, a kółka zawtórowały wściekłym turkotem. W końcu znalazłam wolne krzesełko i opadłam na nie bez większego zastanowienia. Dopiero teraz miałam czas pomyśleć o tym, co miało miejsce wczorajszego wieczoru. Ale chyba lepiej byłoby powiedzieć 'o tym, co nie miało miejsca'. Zaprosił mnie do siebie... a potem oboje zasnęliśmy na kanapie. Pierwszy raz w życiu zderzyłam się z sytuacją, w której nie byłam pewna prawdziwych intencji mężczyzny.
    -Nie zapomniałaś czegoś?
   Podniosłam wzrok ku górze, by zobaczyć tylko malujące się na jego twarzy zadowolenie z powodu, że mnie po prostu zaskoczył. Zmarszczyłam brwi, widząc w jego rękach dwa bilety. I to w stronę, gdzie miałam zamiaru lecieć ja.
   -Dzisiejszego ranka znalazłem twój leżący na komodzie i tak sobie pomyślałem... że ja też się z tobą tam wybiorę. Zamówiłem oczywiście bilety w najlepszej klasie, gdzie moglibyśmy liczyć na chwilę prywatności.
   -A twoja dziewczyna? Chyba nie będzie z tego pomysłu zbyt zadowolona - powiedziałam z przekąsem, kiedy usiadł obok.
   -Wysłała mi sms-a, że zrywa. I weź tu człowieku nie miej bólu głowy przez kobiety- jakby dla podkreślenia swoich słów popukał się palcem w czoło, aż kilka ludzi przechodzących obok spoglądało na nas z zdziwieniem.
    -Jakiś ty biedny.
    -Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło! Mogę z tobą lecieć do mojego przyjaciela, o ile będziesz miała ochotę go odwiedzić.
   W tym momencie wcale go nie słuchałam, ponieważ właśnie teraz wywołali nasz lot. Niczym prawdziwy dżentelmen wziął moją walizkę i wraz z swoją postawił ją na śmiesznym taśmociągu. Razem poszliśmy na odprawę, a kilka osób, które najwyraźniej pasjonowało się piłką nożną, uraczyło mnie przenikliwymi spojrzeniami. Już ja wiedziałam, co sobie pomyśleli. Że jakaś dziewucha jest z Mario, a on przecież ma dziewczynę. W sumie miało obchodziła mnie opinia obcych ludzi. Ruszyłam razem z nim w stronę samolotu, mając na ramieniu tylko swoją torbę.
    Jak się okazało, w naszym przedziale nie było nikogo. Chłopak usiadł jako pierwszy, a zaczęłam się zastanawiać, czy aby dobrze robię, będąc tutaj. Kiedy chciałam usiąść na swoim miejscu, miał czelność od tak po prostu posadzić mnie na kolanach. Spojrzałam na niego spod uniesionych brwi, już sama nie wiedząc, czego tak naprawdę chce. Stewardesa próbowała nie patrzeć na jego popisy, podając nam buzującego szampana. W końcu zostaliśmy sami. Ta cisza w porównaniu z tym motłochem panującym na lotnisku była kojąca. Krańce kieliszków stuknęły o siebie, ale ja na razie nie miałam ochoty na żaden alkohol. Widząc moją widoczną niechęć do picia, brunet odłożył oba na tacę.
   -Co się dzieje?- zapytał, wzdychając cicho. Musnął wargami moją wygiętą szyję, a ja odruchowo zacisnęłam pięści tak mocno, że zbielały mi kostki. Nie wiadomo czemu nagle miałam ochotę być sama.
   -Nic-pokręciłam przecząco głową, unosząc kąciki ust delikatnie ku górze, by go w tym zapewnić-Wreszcie możesz odpocząć, co nie?
   -Przestań. Naprawdę myślisz, że z kimś takim jak ty uda mi się odpocząć?- parsknął śmiechem, na co po prostu nie potrafiłam być obojętna. Nawet nie zauważyłam, kiedy samolot oderwał podwozie od ziemi i szybował spokojnie w powietrzu. Mario najwyraźniej powziął swój plan w życie i pocałował mnie gwałtownie. Poczułam lekki, winogronowy posmak. Wplótł rękę w moje włosy, a drugą zaczął wędrować na krańce mojej koszulki. Pacnęłam go dłonią na znak ostrzegawczy, żeby pamiętał, co mu tak naprawdę wolno. A co nie.

                                     -----------------------------------------------
 Heeej. :* Oficjalnie chciałam was powitać na moim nowym blogu. Założyłam go na prośbę jednej osoby... i powiem wam szczerze, że zaraz po tym bardzo spodobał się mi ten pomysł. Jestem pozytywnie nastawiona waszymi komentarzami pod prologiem i mam nadzieję, że tym razem będzie podobnie. :) 

środa, 5 listopada 2014

Prolog

   Głośna muzyka dudniła mi w uszach. Wibrowała w po całym ciele, napędzała adrenalinę. Kolorowe światła z reflektorów co kilka sekund oświetlały wnętrze, jednakże zostawiając większość w przyjemnych, imprezowych ciemnościach. Postanowiłam usiąść przy barze, by dać sobie chwilę odpoczynku od tańca. W końcu udało mi się przedrzeć przez tańczących. Kiedy już siedziałam, skinęłam głową w kierunku barmana, żeby podał mi tego upragnionego drinka. Chwyciłam nóżkę kieliszka smukłymi palcami i umoczyłam spierzchnięte wargi w alkoholu. Aż się nim zachłysnęłam, kiedy jakaś parka podniosła dość wyraźnie głos. Mało brakowało, a tamta dziewczyna uderzyłaby swojego chłopaka. W końcu wyszła, zostawiając go samego. Najwyraźniej musiałam trzymać na nim wzrok zbyt długo, ponieważ w pewnym momencie pochwycił moje spojrzenie. Niemalże czułam, jak studiuje uważnie moją całą, wysportowaną sylwetkę. Problem polegał na tym, że ja wiedziałam, kim jest. Mario Gotze. A on nie miał zielonego pojęcia, czyją siostrą jestem. I to był mój as w rękawie. Zaczęłam powoli liczyć sekundy, będąc pewna, iż zanim dojdę do dziesięciu, usiądzie obok.
   Bingo. Po raz kolejny miałam rację.
  - Co taka ładna kobieta jak ty robi tutaj sama?- powiedział mi do ucha, a jego ciepły oddech owionął mój kark. Aż dostałam gęsiej skórki.
  - Nie widziałeś tego tłumu facetów za mną? Tylko zwieli, kiedy tu przyszedłeś- wymruczałam w odpowiedzi, niemalże prowokująco nasuwając mu moim tonem głosu różne nieprzyzwoite myśli. A to już jego sprawa, co będzie mu się kołatało w głowie. Na oczach wszystkich postanowił zrobić na mojej szyi piękną malinkę, która nie zniknie przez kilka dni.
   - Cieszę się - odparł cicho, również zamawiając sobie drinka.
   - Szybki jesteś. Chwilę wcześniej wyszła twoja dziewczyna a tu już zarywasz do jakiejś laski - puściłam do niego oko, nie mogąc powstrzymać cwanego uśmieszku.
   - Zarywam tylko do tych, które są czegoś warte. A co do niej... to przeszłość - westchnął, teatralnie przewracając oczami.- Jestem Mario. A ty?
   - Marcelina. Chociaż możesz mi mówić Marcela.
   - Marcela - powtórzył z lubością moje imię aksamitnym głosem, aż coś w głębi mnie zadrżało zniecierpliwione. Miałam wrażenie, że jego wzrok przenika moje kości, mięśnie, docierając do samego serca. Czas jakby stanął, a odgłosy z zewnątrz zbladły.
   - Co się tak zapatrzyłaś?- mruknął, kończąc swój napój. Zamrugałam powiekami, próbując ukryć swoje zmieszanie.
   - Masz takie niezwykłe oczy - przygryzłam nerwowo wargę, po raz kolejny dając się sprowokować, żebym wyszła na kogoś, kim tak naprawdę nie jestem. Nie zdążyłam nawet zaczerpnąć powietrza, kiedy jego ciepłe usta dotknęły moich. Zmarszczyłam lekko czoło. Niech diabli biorą tego drania! Celowo zrobił to specjalnie. Na kilka sekund, które dla mnie były całą wiecznością, zwlókł mnie z krzesełka i poszliśmy w stronę wyjścia. Kiedy znaleźliśmy w miarę ustronne miejsce, z dala od potencjalnych gapiów, przyparł mnie do ściany budynku. Przesuwał palcami po odkrytych plecach, a ja po raz pierwszy nie żałowałam, że założyłam akurat taką sukienkę. Widziałam to pragnienie w jego oczach, aż w końcu znów zaczął obkładać słodkim 'balsamem' moje zimne usta, które z minuty na minutę były coraz cieplejsze.
   - A nie mówiłam, że na mnie lecisz?- wydyszałam z trudem, nadal nie mogąc złapać oddechu - A może to ja lecę na ciebie?
 O kurczę...
   Tym razem nie kłamałam.