sobota, 25 lipca 2015

Rozdział 20. To wszystko twoja wina.

Nie mogłem uwierzyć, że od tak potrafiła mnie zostawić. Jednak po raz kolejny to ja zawaliłem na całej linii. I prawdopodobnie nigdy nie będę w stanie odbudować zaufania, którym obdarzyła moją zadufaną w sobie osobę. Na początku był jeszcze czas, żeby jej to jakoś racjonalnie wytłumaczyć. Teraz każdy dzień spędzony z Marcelą przepadł bezpowrotnie. Tak mocno zacisnąłem palce na szyjce butelki od whisky, aż zbielały mi kostki. Kiedy po powrocie z naszej wspólnej wycieczki wysiadłem z samochodu, ona już trzaskała drzwiami od bloku i zaszyła się w swoim mieszkaniu. Przez cały ranek próbowałem się do niej dobić, ale przypominało to ciągłe mówienie do ściany. Wykorzystała chwilę mojej uwagi i wymknęła się czym prędzej na pociąg do Dortmundu. Przecież równie dobrze mogłem koczować pod drzwiami dziewczyny i wtedy nie miałaby okazji do ucieczki. Od tego zdarzenia minęło dopiero kilka godzin, a ja wciąż czuję się przytłoczony nawałem jej smutku. Okazało się, że jestem zdolny do wyższych uczuć. Olałem trening, kolejne telefony od brata Ann oraz moich przyjaciół. Również Marco. Jego szkoda było mi najbardziej. Czemu miał cierpieć z powodu humorów takiego idioty jak ja? Prychnąłem lekceważąco, odstawiając z hukiem alkohol na szklany stolik, który jakimś cudem jeszcze trzymał się w jednym kawałku.
To już koniec? Po tym wszystkim, co dla niej zrobiłem, postanowiła odstawić mnie na boczny tor? Dobrze wiedziałem, że to moja wina, ale nie potrafiłem do końca wbić sobie tego do głowy. Mój ośli upór w końcu się na coś przydał! Kiedy przejechałem drżącym palcem po ekranie komórki, miałem ponad dwadzieścia nieodebranych połączeń. Większość od Pepa, ale było też kilka... od Jess i Agaty. Z tego, co zdążyłem zauważyć, dzwoniły niemal na przemian. Niestety jakieś pół godziny przestały.
- Jaka szkoda - powiedział z widocznym sarkazmem, nawet nie próbując wstać. Ukryłem twarz w dłoniach, oddychając ciężko. - Ładnie to tak, Mario? Już ją sobie odpuszczasz? Chyba nie po to łaziłeś tyle za tą cholerną kobietą, żeby w końcu móc udowodnić, że nie jesteś tylko idiotą, tylko kimś więcej.
Nie zdążyłem jej nawet powiedzieć, jak bardzo... Wzdrygnąłem się gwałtownie. To było już naprawdę powyżej jakiejkolwiek krytyki. Często zdarzało mi się po mocnej dawce alkoholu, ale nigdy nie dochodziło do takich wyznań. Z wyjątkowo nostalgicznych rozmyślań wyrwał mnie dzwonek do drzwi, który dzwonił niepokojąco głośno. Chwiejnym krokiem ruszyłem w stronę przedpokoju, co chwila łapiąc się ściany, żeby nie wywalić się na podłogę. Jeśli człowiek wypije pół butelki, to ma do tego prawo. Nikle uniosłem kąciki ust ku górze, nie mogąc się nadziwić, kto stoi na mojej wycieraczce.
- Znów się schlałeś - powiedziała znudzonym głosem, wyginając swoje pełne usta w parodii słodkiego uśmieszku, który w tej chwili tylko działał mi na nerwach. Potrząsnęła swoimi włosami, a do moich nozdrzy momentalnie dobiegł zapach jej migdałowego szamponu. Jak na późną porę ubrała się odpowiednio wyzywająco. Dekolt koronkowej bluzki szatynki odsłaniał więcej ciała, niż naprawdę powinien, ponieważ biegł niemal do samego pępka. Spodenki równie dobrze mogły spełniać inną funkcję ubioru, chociaż nawet nie byłem teraz w stanie dociekać, jaką konkretnie.
- To wszystko twoja wina - wymruczałem leniwie, opierając się barkiem o futrynę drzwi, na razie nie mając ochoty wpuszczać jej do środka, czego najwyraźniej nie potrafiła pojąć. Przewiercała mnie swoim jadowitym spojrzeniem niemalże na wylot, chyba zapominając o swojej misji, którą miała zamiar tutaj spełnić. Po chwili wyraz twarzy dziewczyny złagodniał, a jej klatka piersiowa unosiła się w spokojnym tempie. A miałem nie patrzeć w tamtą stronę.
- Mario, posłuchaj... - powiedziała spokojnym tonem, a ja tylko parsknąłem zdławionym śmiechem. Jeszcze jakiś czas temu pewnie nabrałbym się na te słodkie spojrzenia Ann i deklaracje o jej domniemanej 'świętości'. Szkoda, że dopiero teraz ktoś zabrał mi tą czarną płachtę sprzed oczu.
- Ona przez Ciebie płakała. Rozumiesz? - warknąłem, czując narastającą wściekłość. - Nie dorastasz jej do pięt, a mimo tego była smutna, ponieważ zwróciłem uwagę na taką osobę, jaką jesteś ty!
Przewróciła teatralnie oczami, ostrożnie przejeżdżając swoimi paznokciami po moim ramieniu. Z trudem powstrzymałem się od strzepnięcia jej smukłej dłoni, która wędrowała coraz bardziej w górę. Zacisnąłem zęby, pozwalając sobie tylko na nikły grymas niezadowolenia.
- Wyjechała do swojego brata - mruknęła cichym szeptem, zbliżając się niebezpieczne blisko mnie. Najwyraźniej nie potrafiła zrozumieć, że ja też mam coś takiego jak 'strefa prywatności', a u niej w słowniku takie wyrażenie nie istniało. - A ciebie zostawiła tutaj zupełnie... samego. Ja bym nigdy czegoś takiego nie zrobiła.
- Co ty nie powiesz - odchrząknąłem, próbując ukryć szeroki uśmiech spowodowany niedowierzającą bezczelnością dziewczyny. Chyba nic nie potrafiło jej uzmysłowić kilku istotnych faktów. Nadal próbowała przyssać się do mnie niczym pijawka.
- Nie daj się prosić - wychrypiała głosem pełnym namiętności. A ja mogłem posłać jej jeden z moich cwanych uśmieszków.
- Nie zamierzam Cię więcej tutaj widzieć.
Trzasnąłem Ann drzwiami niemalże przed samym nosem. To niewiarygodne, jak bardzo złość potrafiła wyparować ze mnie cały alkohol. Z powrotem usiadłem na kanapie, przez dłuższą chwilę przerzucając telefon między rękami. Zacząłem się zastanawiać, czy jeszcze chciałaby ze mną po tym wszystkim porozmawiać. Może gdybym wytłumaczył mojej niedoszłej narzeczonej po kolei tą zagmatwaną sytuację, zrozumiałaby moje szczeniackie postępowanie? Kogo ja oszukuję. Raz na zawsze swoją szansę na zdobycie takiej niesamowitej kobiety, jaką była właśnie ona. Zamarłem, na podświetlonym ekranie dostrzegając numer Agaty. Odebrałem bez najmniejszego wahania.
- Mario... Przyjeżdżaj do Dortmundu. Z Marcelą jest naprawdę źle.
                                            ----------------------------------------------------------
Z górę chcę was przeprosić za tak krótki rozdział. Sama nie wiem, czemu nie jestem z niego zadowolona. Coś mi tutaj nie pasuje. Ale to już wasza rola w tym, żeby stwierdzić, czy coś faktycznie jest nie tak. :) Nie będę ukrywać, że powoli zbliżamy się do końca... 


5 komentarzy:

  1. Rozdział wspaniały. ❤
    Nie wyszedł Ci za krótki, wydaje mi się że jest okej. :D 💚💙💛
    Widać że Mario bardzo kocha Marcelę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny! Nic dodać nic ująć 👌

    OdpowiedzUsuń
  3. jak tylko przeczytałam, że Ann przyszła do pijanego Mario już myślałam, że to koniec. ale chwała i cześć, że się nie dał.
    zaraz co. jakie "Z Marcelą jest naprawdę źle." nie może tak być!
    zaraz co x2. jaki koniec? to nie może się źle skończyć...
    czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki Bogu za chwilowy dostęp do Wi-fi. Cudowny rozdział. Ja chcę już next!!! Mam nadzieję że jak wrócę do Polski to będzie już na mnie czekał kolejny. Buziaki z BCN ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Że co proszę?!
    Jaki koniec? Jakie zbliżanie się?!
    Coś się tu komuś pomyliło, my się dopiero rozkręcamy!
    A rozdział.. Mmm palce lizać! Cudowny! No fenomenalny! Tylko skończony w takim momencie że grr.. Ale ja wytrzymam, wytrzymałam tyle to dam radę do następnego. I co jest z Marcelą?! No ja tu nie chce pisać co podejrzewam, bo to bez sensu, ale moja cierpliwość chce wiedzieć to już!
    Nie katuj i dodawaj rozdział jak najszybciej. I wszystko tu pasuje! Piszesz świetnie, oby tak dalej. Trzymam kciuki, weny i do następnego, pozdrawiam :*
    http://bozycietodrogauslanarozami.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń