piątek, 26 czerwca 2015

Rozdział 17. Skąd znasz to miejsce?

Nie wiem, co wstąpiło we mnie kilka godzin temu. Na tą chwilę nie potrafiłam znaleźć racjonalnego powodu, dlaczego z moich oczu popłynęły łzy. Z trudem wytłumaczyłam klubowej dziewiętnastce, że to nie z jego powodu. Chyba byłam aż nazbyt szczęśliwa i zdezorientowana ostatnimi wydarzeniami. Następowały one momentalnie po sobie, nie dając mi najmniejszego wytchnienia. Jakby tego było mało, po wyjściu z basenu zrobił mi wykład na temat jego vero caffè italiano*, którą przygotował sam w domu, przed naszym wyjazdem. Upierał się zawzięcie, że nie może mieć ona dziwnego smaku i zrobił mi ją ponownie dzisiejszego ranka, zaraz po śniadaniu. Faktycznie, była normalna. Ubzdurał sobie, iż chciałam mu po prostu zrobić na złość i nie dowierzałam jego umiejętności w robieniu doskonałej kawy. Jego irytacja moim 'karygodnym' zachowaniem wprawiała mnie w coraz bardziej nerwowy nastrój, chociaż chyba tak naprawdę nie miał zamiaru się ze mną kłócić. Dla rozładowania napięcia z powodzeniem namówiłam go na spacer po lesie. Na szczęście przyjął tą propozycję. Oboje nie chcieliśmy żadnych niedomówień między nami, co dodatkowo komplikowałoby sprawę z moim wyborem, jeśli chodzi o oświadczyny.
Zmarszczyłam czoło, widząc znaczną opalenizną na moich ramionach, której dodatkowo nie zabrakło na innych częściach ciała. Pogrzebałam ręką w plecaku, orientując się, że brakuje nam jeszcze dwóch butelek wody. Wygrzebałam je z dolnej półki kuchennej szafki, po chwili wkładając do środka. Na plecach miał go nieść rzecz jasna Mario, nie dając mi żadnego prawa głosu w tej sprawie. Chociaż mogło zabrzmieć to dziwnie, lubiłam, kiedy byłam zmęczona. Dawało mi to poczucie pewnej satysfakcji. Czekałam na bruneta już dobre kilka minut, mając nadzieję, że w końcu zejdzie z góry i będziemy mogli wyjść. Ja natomiast przebrałam się dość szybko jak na kobietę, zakładając pierwszą lepszą koszulkę i dresowe szorty. Włosy związałam w ciasny kok, aby w czasie wędrówki nie kleiły się do spoconego karku. Odetchnęłam z widoczną ulgą, kiedy brunet łaskawie postanowił w końcu się pojawić. Wyszliśmy z domu, kierując swoje kroki w stronę tylnej furtki, dzięki której niemal natychmiast zagłębiliśmy się w gęsty las. Na początku żadne z nas nie zabrało głosu. Ciszę wokół nas dwojga można było niemal kroić nożem, pomijając szum drzew i świergot ptaków. Nie rozumiałam, czemu nie potrafiliśmy wydobyć z siebie głosu. Co chwila o moje barki ocierały się dość gęste gałęzie, co przez dłuższy czas uniemożliwiało mi normalne patrzenie na drogę przed sobą.
- Nadal chcesz zamieszkać w Dortmundzie? Sama? Bez mnie? - zapytał kilkakrotnie zachrypniętym głosem, kiedy ja niemal potknęłam się o korzeń wystający z ziemi. Na szczęście Mario pochwycił mnie w talii i postawił z powrotem na trzęsących się nogach. Dzięki temu atmosfera między nami uległa nieznacznemu rozluźnieniu, chociaż nie do końca.
- Mario - jęknęłam zrezygnowana - nie zaczynajmy tego tematu teraz, proszę. Nie mam ochoty na dalsze kłótnie.
- Już dobrze - mruknął, najwyraźniej nie chcąc brnąć w to dalej, aby uniknąć ostrzejszej wymiany zdań.
- Po prostu... - zaczęłam, widząc jego nieciekawą minę - zobaczymy, jak to się dalej z nami potoczy, okej? Chciałabym też spędzić więcej czasu z Kubą. Przez kilka lat mieliśmy kontakt praktycznie tylko przez telefon. Zrozum to. O nic więcej Cię nie proszę.
- Rozumiem - uśmiechnął się delikatnie. Ścieżka nagle zaczęła piąć się wysoko pod górę, więc dodatkowo wytężyłam wszystkie swoje siły. Szłam przed siebie z zaciętą miną, mając u swojego boku Mario, który już w niezobowiązującym milczeniu cały czas mi towarzyszył. Przecież nie spodziewałam się tego, że jako piłkarz odpadnie po tak krótkim kawałku. Chwycił moją rękę, aby było mi trochę lżej. Rozejrzałam się dookoła, próbując dostrzec jakieś leśne zwierzęta, których chyba na szczęście nie było. Teren nadal był zaskakująco stromy. Co chwila praktycznie można było się potknąć o nieduże kamienie i gałęzie, które nagle wyskakiwały na mojej drodze. Tak naprawdę to dzięki pomocy Niemca uniknęłam większości z tych niefortunnych upadków. Kropelki potu spływały nieustannie po moich plecach.
- A tak naprawdę... - sapnęłam, mrużąc powieki - chcesz mi pokazać coś konkretnego czy będziemy się dalej wlekli tak bez celu po okolicy, co?
- Zobaczysz - puścił do mnie oko, najwyraźniej nie mając ani krzty przyzwoitości. Pokręciłam głową, z trudem powstrzymałam się od parsknięcia śmiechem, które jeszcze bardziej pogorszyłoby moją sytuację. Jakby było tego mało, dodatkowo podkręcił tempo marszu. Musiałam niemalże biec, żeby nadążyć za klubową dziewiętnastką. Przewróciłam oczami, kiedy po raz pierwszy usłyszałam odmowę na to, żebyśmy trochę zwolnili. Odparł wymijająco, że dzięki temu wyrobię sobie formę.
Nagle ścieżka, którą szliśmy, zboczyła bardziej na lewo, żeby po chwili wkroczyć na dość płaski teren. Do moich uszu dobiegł cichy szum. Moje zmysły momentalnie się wyostrzyły, a ja nabrałam nowej energii na stawienie odważnych kroków przed siebie.
Osłupiałam. Dosłownie kilka metrów naprzeciwko mnie znajdowało się ogromne, niesamowicie jezioro. Miało prawdziwy, lazurowy kolor, od którego nie sposób było oderwać spojrzenia.  Jego woda lśniła niebezpieczne w promieniach słońca, kując boleśnie moje oczy. Plaża wokół niego była dość kamienista, ale większą powierzchnię zajmował prawie biały piasek. Wybraliśmy jedno z bardziej zacienionych miejsc, po czym usiadłam bez tchu na chłodnym, płaskim kamieniu. Mario wyjął z plecaka szeroki koc, na którego widok uniosłam gwałtownie jedną brew ku górze. Był on w czarno - żółtych barwach, z logo Borussii Dortmund na środku. W pewnym momencie chciałam go nawet zapytać o kulisach jego transferu do Bayernu, ale nie byłam pewna, czy nie dojdzie do kolejnej kłótni, która nie była potrzebna w żadnym wypadku. Bez najmniejszego skrępowania położył się na nim, wcześniej zdejmując koszulkę. Przy okazji zostawił mi minimalną ilość wolnego obszaru do 'leniuchowania'.
- Skąd znasz to miejsce? - zapytałam, wpasowując się obok niego, a on zgarnął mnie do siebie, obejmując po raz setny tego dnia moją talię.
- Często wynajmowaliśmy ten dom z chłopakami w przerwach między treningami - zmarszczył czoło, najwyraźniej chcąc przypomnieć sobie więcej szczegółów. - Przyjeżdżałem tu także z Fabianem i Felixem, żeby odpocząć od codziennego zgiełku i dać sobie czas na wypoczęcie. Tak jakoś wyszło... i przez przypadek, też spacerując, odkryliśmy to miejsce. Ale dopiero jakiś czas temu po naszym poznaniu doszedłem do wniosku, że mógłbym ten dom dla Ciebie kupić.
Pokręciłam zrezygnowana głową, czując na swoim barku jego ciepły oddech. Moje nozdrza wypełniły się znajomym zapachem męskich perfum, które mogłabym wdychać bez końca.
- Nigdy bym nie pomyślała, że możesz być dla mnie taki miły - zachichotałam, widząc jego naburmuszoną minę, którą wywołały moje słowa.
- Przestań tak mówić - warknął przez zaciśnięte zęby. Jednak ja potrafiłam dostrzec migotliwe iskierki w kącikach oczu chłopaka. - Ostatnio przecież to zmieniłem i nie jest tak bardzo źle!
Naszą rozmowę przerwał dzwonek telefonu bruneta. Odsunął się od mnie widocznie zniesmaczony. Najwyraźniej nie przypomniałam mu przed wyjściem, żeby go wyłączył. Podniósł się z koca, wyciągając komórkę z kieszeni spodenek. Odszedł od mnie, przez dłuższą chwilę tylko patrząc na dotykowy ekran... jakby nie potrafił się zdecydować, czy ma aby na pewno zacząć połączenie. Kiedy zaczęłam myśleć nad tym, kto może tak do niego ciągle wydzwaniać, odebrał. Od razu poznałam, że nie jest z tego zadowolony. Mówił szeptem, ciągle marszczył brwi, żywo gestykulował. Odchodził coraz dalej, jakby nie chciał, żebym cokolwiek z tego zrozumiała. Nie spodobało mi się to. Jeśli mielibyśmy być razem, to powinniśmy mówić sobie względnie wszystko.
- Raczej nie będziesz zadowolona z tego, co muszę Ci powiedzieć - mruknął, ponownie układając się obok mnie.
- Dajesz - westchnęłam, opierając cały ciężar swojego ciała na łokciach.
- Będziemy musieli jutro wrócić do Moniachum... Przynajmniej ja.
- Czemu? - powiedziałam spanikowanym głosem, próbując się denerwować, co przy nim było mało prawdopodobne.
- Później jakoś postaram Ci się to wytłumaczyć.
Mimo wszelkich starań, nie potrafiłam się pozbyć wrażenia niepokoju, które na dobre osiadło na moim sercu. Nie chciałam, żeby coś przed mną ukrywał.
                                       ------------------------------------------------------------
A więc dzisiaj miało miejsce zakończenie roku szkolnego. Jestem tak niezbyt zadowolona z swojej średniej, ale jestem pewna, że w następnym roku będzie lepiej. ;) Myślę, że ten tekst jest jednym z dłuższych, jakie dotąd opublikowałam na tym bloga. Jak wam się podoba? 


4 komentarze:

  1. Najlepszy na świecie! <3
    Ciekawe, dlaczego tak pilnie muszą wrócić do Monachium?
    Czekam, aż Marcela zgodzi się zostać narzeczoną Mario i przyjmie pierścionek.
    Błagam Szybko next <3
    Tymczasem zapraszam do siebie:
    http://kochamboiskoponadwszystko.blogspot.com
    http://borussia--forever.blogspot.com
    http://bracia-z-dortmund.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniały rozdział. To co się w nim dzieje jest wręcz wciągające i, aż chcę się dalej to czytać. Bardzo mnie ciekawi jak potoczy się ten wypad Marceli i Mario. Niby Mario musi wracać do Monachium, ale przecież jeszcze mają sporo czasu, żeby fajnie i ciekawie spędzić ten czas, tak? Mario względem młodej Błaszczykowskiej jest naprawdę kochany, oby tak było dalej!
    Czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest świetny, ale... ALE ja się już nie mogę doczekać kontynuacji!!! :D Pliska, dodaj szybko <3

    OdpowiedzUsuń
  4. czo oni tam kombinujo, że chcieli Mario w Monachium? :v nawet nie dadzą odpocząć :(
    czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń