piątek, 14 sierpnia 2015

Rozdział 23. A gdzie to się wybierasz?

Z coraz mniejszą ochotą uderzałam zwiniętymi pięściami w zamknięte drzwi, czując w kostkach dotkliwy ból. Zamykanie ich na klucz było ciosem poniżej pasa, chociaż mogłam się tego spodziewać po tym, jak opowiedziałam o wszystkim Kubie. Przestałam krzyczeć jakieś pół godziny temu, kiedy to odkryłam, że podczas mojej chwilowej nieobecności wśród żywych przewiózł mnie do swojego domu. Perfidnie wykorzystał fakt mojego omdlenia. Obudziłam się na łóżku w pokoju gościnnym, który zazwyczaj zajmowałam podczas niezbyt częstych wizyt. Sama się zdziwiłam, kiedy odkryłam na dnie szafy swojego starego laptopa, który na szczęście był jeszcze dość sprawny. Z zimną krwią zaczęłam kluczyć w internecie w poszukiwaniu klinik, które na ukrytych podstronach miałyby ukryty preferowany przez mnie zabieg. Czułam się jak morderca, rozmawiając drżącym głosem przez telefon z lekarzem. Zaszlochałam, przypominając sobie całą rozmowę. Mimo wszystko żałowałam, że nie potrafię dokładnie wytłumaczyć bratu, czemu chcę to zrobić. Ktoś taki jak on nigdy by tego nie zrozumiał. Bardzo go kochałam, ale w głębi serca zawsze zazdrościłam mu takiej rodziny, jaką potrafił stworzyć. A ja tkwiłam ciągle sama, obijając się o facetów bez uczuć, dla których ważny był tylko sukces, władza i pieniądze. Jako jedna z lepszych prawniczek w całym Nowym Yorku byłam określana jako 'rozchwytywana' partia, godna tylko zadufanych w sobie samolubów, chociaż nie był w tym nawet krzty prawdy. Do końca życie będę sobie wypominać błąd, przez który dzisiaj tkwię w nieciekawej sytuacji. Ospałym krokiem podeszłam do łóżka, kładąc się po chwili na miękkim materacu, na kilka sekund zapominając o całym gronie nieszczęść czekającym na mnie za ścianą.
Niestety błogostan ulotnił się równie szybko, jak i się pojawił. Nie było Mario. Nie widziałam dla siebie ani dla dziecka żadnych perspektyw. Więc dlaczego musiałoby się męczyć? Chciałam przedwcześnie uśmierzyć jego... bądź jej ból, żeby nie musiało przeżywać czegoś podobnego jak ja. Nie byłabym w stanie zapewnić mu normalnego życia. Większość kobiet uznałaby moje myśli za głupie i chaotyczne, ponieważ są szczęśliwe i mają swoich ukochanych. A mój siedzi w Monachium i nic nie robi, chociaż to ja od niego uciekłam. Momentalnie zbladłam, kiedy odkryłam, że cały czas opuszkami palców rysuję jakieś zwariowane wzorki na dolnej powierzchni brzucha. Przestraszona swoim odkryciem pociągnęłam gwałtownie bluzkę w dół, oddychając płytko. Ile to trwało? Nie mogłam się oswoić z tą myślą. Czemu nie potrafię być tak nieludzko zimna w stosunku do innych ludzi, jak jeszcze kilka lat temu? Wszystko byłoby o wiele prostsze. O wiele mniej znaczyłaby dla mnie ta istotka, która nigdy nie ujrzy światła dziennego. Wierzchem dłoni starłam kropelki potu z czoła, odrobinę rozluźniając spięte mięśnie.
- Marcela?
Tylko nie ona. Koniec z kazaniami, które mają na celu poprawić moje życie w bajkę. Nigdy nie byłoby ono prawdziwe, abym mogła być szczęśliwa z kimś innym. Sama wiedziałam, co jest dla mnie najlepsze. Pod żadnym prawem nikt nie miał prawa odmienić mojej decyzji. Jeśli będzie trzeba, poniosę konsekwencje swojego czynu.
- Po co tutaj przyszłaś? - zapytałam zachrypniętym głosem, wbijając wzrok w okno. Nie zdziwiłam się na widok podkrążonych oczu ani niezdrowo bladej skóry, która ostro kontrastowała z mysimi włosami. Tęczówki straciły swój dawny blask, a radosna iskierka tańcząca w obrączce lazurowego koloru zniknęła bezpowrotnie. Przez dwa dni przestałam być sobą. I to przez kogo? Chłopaka, który udawał, że jestem dla niego najważniejsza. Cała gorycz osiadła na moim sercu, spowalniając jego gwałtowne uderzenia.
- Nie możesz tego zrobić - zaczęła buntowniczo, aczkolwiek kiedy spojrzała na moją zrezygnowaną minę, kąciki jej ust nieznacznie opadły. - Nie pozwolę Ci na to. Nie po tym, co razem przeszłyśmy. Dobrze wiesz, że zawsze możesz na mnie polegać, więc dlaczego teraz myślisz inaczej?
- Bo to inna sprawa, Jess - wymamrotałam, dopiero po dłuższej chwili dostrzegając zaczerwienione białka oczu brunetki. Przygryzłam nerwowo wargę, sama próbując nie zacząć płakać. Widząc to, jeszcze bardziej znienawidziłam samą siebie. Z mojego gardła wyrwał się zdławiony śmiech, będąc jego nienaturalną karykaturą.
- Nie odwracaj kota ogonem! - wrzasnęła piskliwe, aż podskoczyłam w miejscu. Widocznie osiągnęła swój cel, ponieważ przyglądałam się jej zaskoczona. - Czemu ty uparcie nie potrafisz tego zrozumieć? Ile razy wszyscy mają Ci to tłumaczyć? Nawet Mario...
- Jego nic to nie obchodzi! - warknęłam na nią głośniej niż zamierzałam. - Co z tego, że Agata do niego zadzwoniła! Nawet, gdyby powiedziała mu większą prawdę, on i tak by tu nie przyjechał. Przez ten cały czas widywał się z Ann i jakimś cudem zapomniał mi o tym powiedzieć, wiesz?!
Zacisnęła pięści, najwyraźniej nie wiedząc, co ma odpowiedzieć. Otworzyła usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Powoli usiadła obok mnie na łóżku, wbijając wzrok w podłogę. Między palcami ciągle miętosiła brzeg bluzki, jakby nie miała odwagi na powiedzenie czegoś więcej. Położyłam głowę na jej barku, przymykając powieki. Czułam, jak całe napięcie, które gromadziło się we mnie od dwóch dni, odpływa bezpowrotnie. Zwiesiłam ramiona wzdłuż ciała, z namaszczeniem wdychając zapach różanych perfum Jessiki. Tak bardzo chciałabym cofnąć czas. Żeby żadna z osób, którą kochałam, nigdy przez mnie nie cierpiała.

[Mario]

Warknąłem po cichu kilka przekleństw, w ślimaczym tempie posuwając się do przodu. Jakby na złość, korek na autostradzie wiodącej do Dortmundu coraz bardziej działał mi na nerwy. Byłem zły, roztrzęsiony, niewyspany. Jak na podróż samochodem przez połowę Niemiec nie była to dobra mieszanka, ale nie miałem innego wyjścia. Nie potrafiłem zabukować biletu na samolot, ponieważ nie było żadnego wolnego miejsca. Dodatkowo spóźniłem się na pociąg, a nie miałem ochoty czekać na następny ponad cztery godziny, nie wliczając to żadnych opóźnień. Pewnie byłbym nim tam o wiele szybciej, ale nie chciałem ciągle stać w miejscu, więc bez większych ceregieli wsiadłem do auta i ruszyłem przed siebie. Problemy zaczęły się dopiero tutaj, nie tylko ze względu na panującą porę dnia ani olbrzymi korek. Kilkanaście razy przez otwarte okno usłyszałem przeciągłe gwizdy i niezbyt kulturalne odzywki od kibiców Borussii, którzy nadal nie mogli pogodzić się z tym, co zrobiłem. Zacisnęłam mocniej niż zazwyczaj palce na skórzanej kierownicy, wykorzystując chwilę postoju do zebrania rozbieganych myśli. Chciałem się rozwijać, iść dalej. Przeszedłem do Bayernu... i co z tego? Były chwile, kiedy to naprawdę chciałem tutaj wrócić. Być częścią drużyny, która nadal dużo dla mnie znaczyła. Ale znikały naprawdę szybko, zastąpione radością z powodu wygrania kolejnego meczu. Nie dziwiłem się kibicem, że wciąż jestem 'Judaszem' w ich oczach.
Odetchnąłem z ulgą, kiedy samochody stojące przed moim zaczęły w końcu poruszać się przed siebie. Uśmiechnąłem się delikatnie, kiedy przypomniałem sobie w moment, w którym ostrożnie nałożyłem pierścionek na jej palec. Co dziwne, nawet go nie zauważyła. Wierzchem dłoni otarłem krople potu spływające mi po karku, tracąc coraz większą cierpliwość do Jess czy też Agaty, które pewnie wiedziały najwięcej o stanie zdrowia Marceli, nie pomijając Kuby. Żadne z nich nie zadzwoniło do mnie po tym, jak żona Błaszczykowskiego raczyła powiedzieć mi krótko o tym, jak czuje się moja Księżniczka. Prychnąłem lekceważąco, marszcząc czoło. Czy jeszcze miałem prawo ją tak nazywać? Po tym, jaki numer jej wykręciłem, szczerze zaczynałem w to wątpić. Ale musiałem to naprawić, dlatego teraz siedzę w aucie, a nie w mieszkaniu, popijając swoją whisky. Sam w pewien sposób rozumiałem dziewczynę. Też dostałbym szału, gdybym dowiedział się, że utrzymuje jeszcze stosunki z swoim byłym. Chociaż to nie było dokładnie tak, jak ona to widziała. To z bratem Ann, pomimo naszego zerwania, utrzymywałem przyjacielskie stosunki, aż do niedawna. Sam nie wiem, czemu wtedy dałem się nakłonić, żeby uwierzyć w to, co wygadywał. Moja siostra powiedziała, że podetnie sobie żyły na nadgarstkach, jeśli nie przyjedziesz! Proszę! Ja chcę, żeby ona żyła! Nie mogłem uwierzyć, iż dałem się nabrać na zagranie, które było całkiem w jej stylu. Podczas ostatnich miesięcy naszego 'związku' - jeśli można go tak w ogóle nazwać - zachowywała się dość dziwnie. Mogłem przewidzieć, że wkrótce i ona przekabaci swojego brata. A ja przez to straciłem zaufanie do mojej Marci, które runęło niczym chybotliwy domek z kart. W końcu nie wytrzymałem i wyjąłem telefon z kieszeni, ustawiając go w statywie, dzięki któremu mogłem porozmawiać w czasie podróży. Zacząłem się zastanawiać, do kogo mam zadzwonić. Po dłuższej chwili zdecydowałem się na Kubę, który powinien wiedzieć najwięcej. Siedziałem jak na szpilkach, czekać cierpliwie, aż postanowi odebrać. Niemalże podskoczyłem w miejscu, słysząc jego głos.
- Dobrze, że zadzwoniłeś - mruknął zaspanym głosem, nie będąc jeszcze najwyraźniej jeszcze zbyt rozbudzony. Nie dziwiłem się. W końcu trzecia nad ranem nie była normalną porą na odbywanie jakichkolwiek rozmów.
- Czy ktoś łaskawie mógłby mi w końcu powiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi? - zaczął sfrustrowany, chcąc tym też przy okazji otrzeźwić Błaszczykowskiego. - Żadne z was raczyło mi łaskawie wyjaśnić, co tak naprawdę dzieje się z Marcelą.
Po drugiej słuchawki zapadła cisza. Dobrze wiedziałem, że nie odrzucił połączenie, ponieważ nadal na ekranie wyświetlał się zielony znaczek.
- Ona... Jest w ciąży. Z tobą.
- Cholera jasna! - krzyknąłem, z trudem wyhamowując przed autem, które nagle zwolniło swoje tempo. Przecież nie chciałem się zabić. Nie teraz.

[Marcela]

Zdecydowanym ruchem związałam sobie włosy w ciasny kok, pilnując przy tym, żeby każdy kosmyk był na swoim miejscu. Wyciągnęłam z szafy czarną bluzę z jakimś żółtym nadrukiem. Bez większego wahania nałożyłam ją na ramiona, które niemal natychmiast pokryła gęsia skórka. Jeszcze raz sprawdziłam drzwi. Nadal były zamknięte. Zacisnęłam usta w wąską kreskę, zastanawiając się, jak wyjdę z domu. Żaden pomysł nie przychodził mi do głowy. Usiadłam zrezygnowana na brzegu posłanego łóżka, chowając twarz w dłoniach. Jeśli nie chciałam się spóźnić... musiałam się spieszyć. Chciałam ich jakoś pożegnać, bo po tym, co zrobię, nie miałam ochoty tutaj już wracać. Moje serce zadudniło boleśnie na myśl o tym, że pozostawiam mojego brata bez żadnej wiadomości. Ale musiałam. Inaczej nie potrafię. Wzięłam dostatecznie dużo moich oszczędności, aby po tym jeszcze starczyło mi na bilet do Nowego Yorku w jedną stronę. Znienawidzą mnie. Chociaż przez to będą mniej tęsknić. Jedyny plus, którego ja nie będę potrafiła dopisać do swojej listy. Nagle przypomniałam sobie z bólem, jak któregoś razu Mario trafił do mojego pokoju. Czemu ja nie mogłabym powtórzyć tego wyczynu? Przecież byłam równie wyrachowana, jeśli jestem w stanie myśleć o tym, co zamierzam zrobić. Z impetem otworzyłam szklane drzwi prowadzące na taras, jednocześnie walcząc z łzami, które najwyraźniej za żadną cenę nie chciały odpuścić.
Wątpiąc, spojrzałam w dół. Nie było wysoko, a więc powinnam mieć ułatwione zadanie. Powinnam tylko uważać na róże, które wiły się na drewnianej pergoli. Bez większego wysiłku przełożyłam jedną nogę przez metalową barierkę. Po chwili w ślad za nią poszła druga. Westchnęłam głęboko, czując przytłumioną euforię z powodu chwilowego pocieszenia. Rozejrzałam się wokół, mając nadzieję, że nikt mnie nie zobaczy, chociaż o tak wczesnej porze było to mało prawdopodobne. Za każdym razem, kiedy moja stopa znajdowała stabilne oparcie, zaciskałam nerwowo zęby. Syknęłam cicho, czując nagłe pieczenie w lewej dłoni. Kątem oka zobaczyłam, jak z malutkiej rany na jej wewnętrznej stronie zaczęła ciurkiem lecieć krew. Odwróciłam wzrok, później nie zwracając uwagi na ten blady szczegół. W momencie, kiedy byłam już prawie nad ziemią, nadeszła chwila zwątpienia. Koniecznie chciałam zrobić z siebie... Jeszcze mocniej zacisnęłam palce, czując rwący ból w kostkach. I tak nikt nie był w stanie mi pomóc. Wszystko przepadło. Rwący prąd rzeki coraz bardziej pociągał mnie za sobą w dół, zagrzebując na kamienistym dnie. W głowie zaczęło mi krążyć tekst starej piosenki, aż zaczęłam go powtarzać niczym mantrę, która była w stanie ukoić moje cierpienie. Zaleczyć rany. Dobrze wiedziałam, że decydując się na taki ruch, zmienię swoje życie na zawsze. Potem nic nie będzie takie samo. Odetchnęłam z ulgą, czując pod stopami pewny grunt. Nie oglądając się za siebie, ruszyłam w stronę żelaznej furtki. Moje uszy wychwyciły jakiś dziwny dźwięk, ale po chwili nie zwracałam na niego większej uwagi. Każdy krok przybliżał mnie nieuchronnie do momentu, z którego nie będę mogła się zawrócić. Odwracając się plecami do ulicy, z dudniącym sercem zamknęłam za sobą wstęp do ogrodu, tęsknię spoglądając na fasady domu. Nagle, bez najmniejszego ostrzeżenia, czyjeś silne ramiona oplotły moją talię.
- A gdzie to się wybierasz?
-------------------------------------------------------------------------------
Jest to pewnie jeden z najdłuższych rozdziałów, jakie tutaj opublikowałam. Wydaje mi się, że jednak jest niewystarczająca dobra. Czytając to, ciągle coś poprawiałam, dodawałam lub odejmowałam wyrazy albo też całe zdania, które nie miały większego sensu. W notce pod tamtym rozdziałem zastanawiałam się, ile jeszcze ich będzie. Więc postanowiłam, że nie licząc epilogu został nam tylko jeden. Aczkolwiek proszę was, żebyście nie byli smutni z tego powodu... Prawie zapomniałam! ;) Natomiast tego (pozwolę się to tak nazwać) tasiemca dedykuję Klaudii, która była gotowa nawet mnie udusić, aby tylko zmotywować moją osobę do dalszego pisania! I bardzo Ci za to dziękuję! ^^




10 komentarzy:

  1. Dziękuję za dedykację ! :*

    Zanim napiszę coś o rozdziale ... JAK TO JESZCZE TYLKO JEDEN ROZDZIAŁ ?! Najpierw sprawiasz, że płaczę na Twoich rozdziałach, a teraz mnie denerwujesz ? My się jeszcze policzymy xD
    Przechodząc do rozdziału. Nadal nie zmieniłaś zdania co do tego, co zrobi Marci ? Jak Ty w ogóle możesz ?! Kurde, no właśnie wiem, że możesz i to jest najgorsze ... grr. Oby to przyjechał Mario, bo jak nie, to mu pójdę pomóc pchać ten samochód. Ja nadal mam nadzieję, że Marci się opamięta, a Ty razem z nią. Przemyśl dobrze mój komentarz, bo jak nie to pamiętaj, że Cię znajdę i po raz kolejny, to w żadnym wypadku nie jest groźba. :D

    W wolnej chwili zapraszam do siebie na nową odsłonę kolejnego bloga http://life-is-a-strugglee.blogspot.com/ :)

    Pozdrawiam KDM_bloger <3

    OdpowiedzUsuń
  2. o jezusie navasie
    Marcela nie może usunąć tej ciąży!
    żeby to był Mario, proszę, proszę, proszę!
    czekam na ten ostatni, bo co mi pozostało? :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczuwam, że bohaterem ostatniej sceny był Mario mam nadzieję, że wybije Marceli ten durny pomysł z głowy, czekam na kolejny, pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział super!
    Miałam chyba z 4 podejścia do tego rozdziału i ciągle ktoś, albo coś mi to przeszkadzał. A jak w końcu wszystko ogarnęłam, to siostra musiała coś sprawdzić i znowu mi przerwano. Tak to jest jak się jest u babci i ma się tylko jednego laptopa na 2 nastolatki :// Kiedy już sobie poszła to babcia wysłała mnie po ogórki wysłała... Po wykonaniu już wszystkich czynności mogłam w spokoju usiąść i przeczytać :)
    Mario ty ciemna maso!! Jak korki były to trza było z buta do Dortmundu! Zero myślenia... Jak mu nie powiesz to sam się nie domyśli -,- Jak czytałam o przemyśleniach Marceli to mi się tak dziwnie zrobiło... Taki chłodek mi przeszedł ;c Jak ona mogłaby zrobić to Kubie? Przeto biedak by się chyba załamał :( Ehh.. Jessika nic jej do rozsądku nie przemówiła ;c Ale to chyba Mario ją powstrzyma *,* No bo niby kto inny ;) A on już na pewno nie dopuści, aby usunęła ciążę :D
    Przy Twojej piosence rozdział nabrał uroku i głębi. Słyszałam to wcześnie, ale teraz gdy mi to pokazałaś to mam na to faze *,* Kolejne uzależnienie ;c To Twoja wina ;ccc Módl się, żeby szybko mi przeszło :)
    Pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytałam go na raty, ale i tak uważam, że jest cudowny.
    Po prostu uwielbiam, jak opisujesz przemyślenia bohaterów. Robisz to, jakbyś to właśnie ty przeżywała te chwile... Pozwala to jeszcze bardziej wczuć się w sytuację bohatera, coś pięknego!
    Podoba mi się, bardzo mi się podoba i nie będę się smucić, jak go zakończysz, jeśli będziesz pisała tego drugiego bloga dalej, zaczął się bardzo ciekawie więc no.
    Zapraszam Cię do mnie, dodałam dzisiaj nowy rozdział :3
    To do następnego kochana i dużo weny Ci życzę :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Rzeczywiście rozdział jest wspaniały❤❤❤
    No wyszedł Ci mega długi :) dobrze że Mario ją zatrzyma 😃

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziękuje Ci naprawdę za ten rozdział! Umiliłaś mi dzisiejszy wieczór :)
    Przechodząc do rozdziału, to bardzo mi się on spodobał. Czytając go zastanawiałam się tak naprawdę co byłoby gdyby Mario nie wyznał jej, że spotyka się z Ann? Zapewnię potoczyłoby się całkowicie inaczej. Jednak nadal zastanawia mnie fakt czemu Marcela chcę usunąć dziecko? Przecież ono nie jest niczemu winne. Zastanawia mnie ta ostatnia scena i osoba. Czyżby był to Mario? Mam ogromną nadzieje, że właśnie tak i wystrzeli jej ten cały głupi pomysł z głowy.

    Czekam na następny!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Kocham Cię i to opowiadanie ;* Myślę, że to wystarczy <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Nieeee, tylko nie jeszcze jeden rozdział :'( historia musi trwać, nie może się zakończyć w środku. Rozdział mega, strasznie się cieszę, że taki długi ^_^ czyżby te silne ramiona na końcu rozdziału to Mario ? ;>
    Zapraszam do mnie:
    why-are-you-avoiding-me.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. No teraz kochana to ja Cię uduszę... Jak to jeszcze jeden rozdział i epilog? Oby to wszystko zakończyło się happy endem... A tak na poważnie rozdział jest cudowny. Te opisy uczuć jakie towarzyszą bohaterom są wspaniałe... Ja też chcę mieć taki talent!!! Pożycz mi go odrobinę...
    Marcela nie może usunąć tego dziecka. Nawet sobie nie może wyobrazić jak bardzo później będzie tego kroku żałować. Mam nadzieję, że Mario odwiedzie ją od tego czynu... Bo ta osoba na samym końcu rozdziału to Goetze, prawda? Oby!
    Nominowałam Cię do Liebster Award. Więcej informacji znajdziesz na:
    http://oszukany-przez-zycie.blogspot.com/2015/08/liebster-award.html
    Pozdrawiam serdecznie i z niecierpliwością czekam na nexta <3

    OdpowiedzUsuń