Przymknęłam powieki, słysząc tylko przeciągły szum śpiewów na Allianz Arena. Tamtego dnia nie wyobrażałam sobie, aby moje życie zmieniło się na lepsze. Jednakże tak właśnie się stało. Uwierzyłam w niego. On też chyba zrozumiał wiele rzeczy. Musiał dorosnąć, a nie potrafił zrobić tego w ciągu kilku lat. Uśmiechnęłam się delikatnie, odruchowo rysując na powierzchni swojego lekko wypukłego brzucha fantazyjne wzorki. Babcia Fela i Dawid przyjęli ten fakt zadziwiająco spokojnie. Przede wszystkim ucieszyli się z tego powodu. Mieli na tyle taktu, żeby nie zadawać pytań, które zapewne nie byłyby na miejscu z mojej perspektywy. Ale i tak byłam im za to wdzięczna. Obiecałam, że niedługo odwiedzę ich razem z Mario albo oni przylecą do Monachium. Z cichym westchnieniem przypomniałam sobie dzień, w którym oświadczył mi, że ma z nim zamieszkać, chociaż mieszkaliśmy w bloku na tym samym piętrze. W końcu jednak dałam za wygraną i wyraziłam na to zgodę. Oboje nie mieliśmy najmniejszej ochoty na kłótnie, które aż nazbyt swego czasu nas podzieliły. Uwierzyłam w to, że się zmienił, a on w zamian każdego dnia dawał mi to odczuć. Los po raz kolejny spłatał nam wszystkim figla. Uśmiechnęłam się delikatnie, oczyma wyobraźni widząc tą małą istotkę. Po raz kolejny przyjemne ciepło rozlało się po mojej klatce piersiowej, a ja nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście, które tym razem zostało rozdane i mi. Zazgrzytałam zębami, odtwarzając sobie sytuację sprzed dwóch miesięcy. Wtedy byłam gotowa usunąć nasze dziecko, zniknąć raz na zawsze z życia mojej rodziny oraz Niemca. Nic więcej nie wchodziło w rachubę. Jeszcze wtedy nie znałam prawdy, która była na wyciągnięcie ręki. Zadrżałam, czując szerokie ramiona obejmujące mnie w talii. Ciepły oddech owionął mój kark, na którym delikatnie włoski stanęły dęba. Zacisnęłam dłoń na ręce piłkarza, czując na plecach chłodny dotyk metalu. Nie mówiliśmy nic, ponieważ słowa stawały się zbędne. Po chwili podszedł do nas Thomas z swoją żoną, która jako pierwsza zdawała się mieć sporo taktu z wszystkich tu obecnych.
- To jak będzie? Wpadacie do nas na kolację do domu, aby jakoś uświęcić nasze zwycięstwo? - zapytał piłkarz, mrugając porozumiewawczo w stronę brunetki, która roześmiała się w odpowiedzi. - Moja ukochana Lizz postara się, abym pomógł jej w dość... nieszkodliwy sposób.
- Czemu nie - odparłam szybko, wzruszając ramionami. - I tak w zasadzie nie mieliśmy konkretnych planów na ten wieczór. Jestem też bardzo ciekawa, co takiego może wyjść spod twoich zdolnych rąk.
- Chyba ty! - odezwał się Mario, rozluźniając odrobinę uścisk swoich ramion. Być może już próbował eksperymentalnej kuchni swojego kolegi. Natomiast ja wciąż miałam ochotę na nowe wyzwania, czego on nie popierał od dłuższego czasu. - Po raz kolejny miałem zamiar wbić jej do głowy, że to będzie chłopak. Od kilku dni, kiedy rozpocząłem bitwę na ten temat, ta kobieta ciągle upiera się przy swoim.
Dodatkowo, dla podkreślenia słów zaczął mnie dźgać delikatnie palcem w bark, na co ja nie mogłam sobie pozwolić, chociaż bardziej jego zachowanie wywoływało ciągły uśmiech niż irytację.
- Wcale nie - oburzyłam się, odskakując od niego. Stanęłam obok Lisy, podpierając ręce na biodrach, jednocześnie łypiąc na chłopaka groźnym wzrokiem - dziewczynka. Mam takie przeczycie i ty nie będziesz w stanie tego zmienić, choćbyś nie wiadomo co chciał zrobić.
- Dobrze, jak chcesz - powiedział, w geście względnej rezygnacji unosząc dłonie do góry. Kilka minut później państwo Muller odeszli od nas, abyśmy mogli przedyskutować w 'spokoju', jeśli można tak nazwać harmider i hałas panujący na całym stadionie. Pocałował mnie prosto w usta, wzbudzając tym samym ogromny olbrzymi aplauz całej drużyny, który zapoczątkował Xabi. Nigdy nie lubiłam robić niczego pod jakąkolwiek publiczkę, ale tym razem... To co innego. Chciałam, aby inni mogli zobaczyć mnie naprawdę radosną i szczęśliwą. Nie znałam ludzi, którzy siedzieli na plastikowych krzesełkach, dopingując swoją drużynę, a nawet musiałam to udowodnić. Jakby nie liczyło się nic oprócz mnie i Niemca. Większość ludzi traktowała mój stan z przymrużeniem oka, woląc swoje zdanie zachować dla siebie i byłam im za to bardzo wdzięczna. Nie miałam ochoty szargać swoich nerwów na jakieś bezpodstawne komentarze, na które z czasem stawałam się coraz bardziej odporna. Wolałam całą swoją uwagę poświęcać Goetze, co z resztą odwzajemniał równie mocno. Chciałam wierzyć, że wszystko złe jest już za nami i te najbardziej uciążliwe problemy nie będą nas dalej męczyć. Przynajmniej mój ośli upór znikał z tygodnia na tydzień, z czego najbardziej zadowolony był mój brat oraz Niemiec. Po raz pierwszy od dawien dawna mogłam powiedzieć, że jestem szczęśliwa, nie prowadząc ciągłej wojny z swoim sumieniem. Kiedy pozostali piłkarze zaczęli schodzić z płyty boiska do tunelu, skąd tradycyjnie wychodzą na każdy mecz, my nadal staliśmy przy białej linii autu, ciesząc się swoją bliskością. Z niemałą przyjemnością wdychałam zapach jego męskich perfum, które były dla mnie oazą spokoju. Jeszcze nieliczni kibice pozostawali na trybunach, a były to przede wszystkim młode dziewczyny, patrzące zazwyczaj na urodę swoich idoli, a nie na ich posiadane umiejętności grania w piłkę.
Nie mogłam stawiać wszystkiego co mam na jedną kartę. Gdybym faktycznie tak zrobiła, dzisiaj nie byłoby mnie na tym miejscu. Prawdopodobnie siedziałabym sama w moim pokoju z widokiem na Central Park, snując domysły na temat, co w stolicy Bawarii robi właśnie brunet. Ale dzięki jemu nie musiałam zamartwiać się takimi rzeczami. Oddychałam głęboko, a mój uśmiech z każdą chwilą stawał się coraz większy.
- Jak dobrze, że Cię mam - mruknęłam, czując na plecach ostatnie promienie słońca. Stadion... opustoszał, jakby wszyscy ludzie nieświadomie chcieli dać nam chwilę w samotności. Mario okręcił mnie wokół siebie, aż po raz kolejny patrzyliśmy sobie prosto w oczy.
- Zobacz. W końcu ułożyło się tak, jak naprawdę chciałaś - powiedział szeptem, opuszkami palców gładząc mój policzek, który zadrżał pod wpływem jego dotyku. Całe moje ciało pokryła gęsia skórka, ponieważ w dość dziwnym momencie przypomniałam sobie o nietypowym śnie. Wzdrygnęłam się, przypominając sobie całe szczegóły, które do tej pory pozostawały bez ruchu. Poczułam, jak mięśnie Mario momentalnie się spinają, ponieważ zauważył mój przestraszony wyraz twarzy. Zapytał, o co chodzi, a ja przez kilka pierwszych minut nie potrafiłam z siebie wydusić ani słowa. Zamknęłam oczy, dobrze wiedząc, co mam takiego teraz powiedzieć. Czekałam na to od tak dawna.
- Zawsze się bałam, że nie zdążę.
- Ale... - zaczął, aczkolwiek nie dałam mu dokończyć. Nic nie mogło zepsuć tej chwili.
- Kocham Cię.
-------------------------------------------------------------------------------------
A więc... to już koniec. Zakończeń tego bloga było naprawdę wiele, a niektóre były naprawdę przerażające czy też smutne. W końcu jednak wybrałam właśnie to, ponieważ chciałam wam przede wszystkim wynagrodzić moją blogową 'wredotę', którą raczyłam was przy kilku ostatnich rozdziałach. Nigdy nie sądziłam, że kiedykolwiek zżyję się tak z moim opowiadaniem, a jednak to możliwe. Jak zawsze wyrażam szczerą nadzieję, że nigdy was nie zawiodłam, chociaż często miałam takie wrażenie. Szczerze przyznam, iż czasami podczas pisania epilogu musiałam sobie robić dłuższe przerwy, aby przerwać łzy.
Trudno mi dziękować każdej osobie oddzielnie, ponieważ czułabym się niesprawiedliwe wobec tych, którzy czytali, a niestety być może nie komentowali moich wypocin. Nie potrafię wyszczególnić tych, którzy zostawiali po sobie ślad pod każdym rozdziałem... bo wszyscy zasługujecie na ogromne brawa! Także przejdźmy teraz do podziękowań. Gdyby nie wy, dzisiaj ten blog prawdopodobnie nigdy nie przetrwałby dłużej. Wasze komentarze mocno popychały mnie do przodu, dzięki czemu w tydzień byłam w stanie napisać coś zdatnego do przeczytania. Każdy z was jest na swój sposób wyjątkowy. Zdarzało się, że grożono mi uduszeniem (jeśli to czytają, niech wiedzą, że właśnie o nich mowa) albo też nagłą śmiercią (XD) i prośbą o przyjechaniem na pogrzeb z powodów bardziej niewyjaśnionych końcówek rozdziałów, po których zostawiałam was w nerwowej niepewności. Jestem gotowa was wszystkich uściskać i jeszcze raz podziękować za tyle ciepłych słów!
Jest jeszcze jedna bardzo ważna wiadomość, która ucieszy moich czytelników. Otóż... powstanie część druga, a linka do niego macie tutaj. Jest to na razie tylko surowy wygląd - jeśli dobrze pójdzie, to pod koniec września zacznę publikować rozdziały. :)