piątek, 26 czerwca 2015

Rozdział 17. Skąd znasz to miejsce?

Nie wiem, co wstąpiło we mnie kilka godzin temu. Na tą chwilę nie potrafiłam znaleźć racjonalnego powodu, dlaczego z moich oczu popłynęły łzy. Z trudem wytłumaczyłam klubowej dziewiętnastce, że to nie z jego powodu. Chyba byłam aż nazbyt szczęśliwa i zdezorientowana ostatnimi wydarzeniami. Następowały one momentalnie po sobie, nie dając mi najmniejszego wytchnienia. Jakby tego było mało, po wyjściu z basenu zrobił mi wykład na temat jego vero caffè italiano*, którą przygotował sam w domu, przed naszym wyjazdem. Upierał się zawzięcie, że nie może mieć ona dziwnego smaku i zrobił mi ją ponownie dzisiejszego ranka, zaraz po śniadaniu. Faktycznie, była normalna. Ubzdurał sobie, iż chciałam mu po prostu zrobić na złość i nie dowierzałam jego umiejętności w robieniu doskonałej kawy. Jego irytacja moim 'karygodnym' zachowaniem wprawiała mnie w coraz bardziej nerwowy nastrój, chociaż chyba tak naprawdę nie miał zamiaru się ze mną kłócić. Dla rozładowania napięcia z powodzeniem namówiłam go na spacer po lesie. Na szczęście przyjął tą propozycję. Oboje nie chcieliśmy żadnych niedomówień między nami, co dodatkowo komplikowałoby sprawę z moim wyborem, jeśli chodzi o oświadczyny.
Zmarszczyłam czoło, widząc znaczną opalenizną na moich ramionach, której dodatkowo nie zabrakło na innych częściach ciała. Pogrzebałam ręką w plecaku, orientując się, że brakuje nam jeszcze dwóch butelek wody. Wygrzebałam je z dolnej półki kuchennej szafki, po chwili wkładając do środka. Na plecach miał go nieść rzecz jasna Mario, nie dając mi żadnego prawa głosu w tej sprawie. Chociaż mogło zabrzmieć to dziwnie, lubiłam, kiedy byłam zmęczona. Dawało mi to poczucie pewnej satysfakcji. Czekałam na bruneta już dobre kilka minut, mając nadzieję, że w końcu zejdzie z góry i będziemy mogli wyjść. Ja natomiast przebrałam się dość szybko jak na kobietę, zakładając pierwszą lepszą koszulkę i dresowe szorty. Włosy związałam w ciasny kok, aby w czasie wędrówki nie kleiły się do spoconego karku. Odetchnęłam z widoczną ulgą, kiedy brunet łaskawie postanowił w końcu się pojawić. Wyszliśmy z domu, kierując swoje kroki w stronę tylnej furtki, dzięki której niemal natychmiast zagłębiliśmy się w gęsty las. Na początku żadne z nas nie zabrało głosu. Ciszę wokół nas dwojga można było niemal kroić nożem, pomijając szum drzew i świergot ptaków. Nie rozumiałam, czemu nie potrafiliśmy wydobyć z siebie głosu. Co chwila o moje barki ocierały się dość gęste gałęzie, co przez dłuższy czas uniemożliwiało mi normalne patrzenie na drogę przed sobą.
- Nadal chcesz zamieszkać w Dortmundzie? Sama? Bez mnie? - zapytał kilkakrotnie zachrypniętym głosem, kiedy ja niemal potknęłam się o korzeń wystający z ziemi. Na szczęście Mario pochwycił mnie w talii i postawił z powrotem na trzęsących się nogach. Dzięki temu atmosfera między nami uległa nieznacznemu rozluźnieniu, chociaż nie do końca.
- Mario - jęknęłam zrezygnowana - nie zaczynajmy tego tematu teraz, proszę. Nie mam ochoty na dalsze kłótnie.
- Już dobrze - mruknął, najwyraźniej nie chcąc brnąć w to dalej, aby uniknąć ostrzejszej wymiany zdań.
- Po prostu... - zaczęłam, widząc jego nieciekawą minę - zobaczymy, jak to się dalej z nami potoczy, okej? Chciałabym też spędzić więcej czasu z Kubą. Przez kilka lat mieliśmy kontakt praktycznie tylko przez telefon. Zrozum to. O nic więcej Cię nie proszę.
- Rozumiem - uśmiechnął się delikatnie. Ścieżka nagle zaczęła piąć się wysoko pod górę, więc dodatkowo wytężyłam wszystkie swoje siły. Szłam przed siebie z zaciętą miną, mając u swojego boku Mario, który już w niezobowiązującym milczeniu cały czas mi towarzyszył. Przecież nie spodziewałam się tego, że jako piłkarz odpadnie po tak krótkim kawałku. Chwycił moją rękę, aby było mi trochę lżej. Rozejrzałam się dookoła, próbując dostrzec jakieś leśne zwierzęta, których chyba na szczęście nie było. Teren nadal był zaskakująco stromy. Co chwila praktycznie można było się potknąć o nieduże kamienie i gałęzie, które nagle wyskakiwały na mojej drodze. Tak naprawdę to dzięki pomocy Niemca uniknęłam większości z tych niefortunnych upadków. Kropelki potu spływały nieustannie po moich plecach.
- A tak naprawdę... - sapnęłam, mrużąc powieki - chcesz mi pokazać coś konkretnego czy będziemy się dalej wlekli tak bez celu po okolicy, co?
- Zobaczysz - puścił do mnie oko, najwyraźniej nie mając ani krzty przyzwoitości. Pokręciłam głową, z trudem powstrzymałam się od parsknięcia śmiechem, które jeszcze bardziej pogorszyłoby moją sytuację. Jakby było tego mało, dodatkowo podkręcił tempo marszu. Musiałam niemalże biec, żeby nadążyć za klubową dziewiętnastką. Przewróciłam oczami, kiedy po raz pierwszy usłyszałam odmowę na to, żebyśmy trochę zwolnili. Odparł wymijająco, że dzięki temu wyrobię sobie formę.
Nagle ścieżka, którą szliśmy, zboczyła bardziej na lewo, żeby po chwili wkroczyć na dość płaski teren. Do moich uszu dobiegł cichy szum. Moje zmysły momentalnie się wyostrzyły, a ja nabrałam nowej energii na stawienie odważnych kroków przed siebie.
Osłupiałam. Dosłownie kilka metrów naprzeciwko mnie znajdowało się ogromne, niesamowicie jezioro. Miało prawdziwy, lazurowy kolor, od którego nie sposób było oderwać spojrzenia.  Jego woda lśniła niebezpieczne w promieniach słońca, kując boleśnie moje oczy. Plaża wokół niego była dość kamienista, ale większą powierzchnię zajmował prawie biały piasek. Wybraliśmy jedno z bardziej zacienionych miejsc, po czym usiadłam bez tchu na chłodnym, płaskim kamieniu. Mario wyjął z plecaka szeroki koc, na którego widok uniosłam gwałtownie jedną brew ku górze. Był on w czarno - żółtych barwach, z logo Borussii Dortmund na środku. W pewnym momencie chciałam go nawet zapytać o kulisach jego transferu do Bayernu, ale nie byłam pewna, czy nie dojdzie do kolejnej kłótni, która nie była potrzebna w żadnym wypadku. Bez najmniejszego skrępowania położył się na nim, wcześniej zdejmując koszulkę. Przy okazji zostawił mi minimalną ilość wolnego obszaru do 'leniuchowania'.
- Skąd znasz to miejsce? - zapytałam, wpasowując się obok niego, a on zgarnął mnie do siebie, obejmując po raz setny tego dnia moją talię.
- Często wynajmowaliśmy ten dom z chłopakami w przerwach między treningami - zmarszczył czoło, najwyraźniej chcąc przypomnieć sobie więcej szczegółów. - Przyjeżdżałem tu także z Fabianem i Felixem, żeby odpocząć od codziennego zgiełku i dać sobie czas na wypoczęcie. Tak jakoś wyszło... i przez przypadek, też spacerując, odkryliśmy to miejsce. Ale dopiero jakiś czas temu po naszym poznaniu doszedłem do wniosku, że mógłbym ten dom dla Ciebie kupić.
Pokręciłam zrezygnowana głową, czując na swoim barku jego ciepły oddech. Moje nozdrza wypełniły się znajomym zapachem męskich perfum, które mogłabym wdychać bez końca.
- Nigdy bym nie pomyślała, że możesz być dla mnie taki miły - zachichotałam, widząc jego naburmuszoną minę, którą wywołały moje słowa.
- Przestań tak mówić - warknął przez zaciśnięte zęby. Jednak ja potrafiłam dostrzec migotliwe iskierki w kącikach oczu chłopaka. - Ostatnio przecież to zmieniłem i nie jest tak bardzo źle!
Naszą rozmowę przerwał dzwonek telefonu bruneta. Odsunął się od mnie widocznie zniesmaczony. Najwyraźniej nie przypomniałam mu przed wyjściem, żeby go wyłączył. Podniósł się z koca, wyciągając komórkę z kieszeni spodenek. Odszedł od mnie, przez dłuższą chwilę tylko patrząc na dotykowy ekran... jakby nie potrafił się zdecydować, czy ma aby na pewno zacząć połączenie. Kiedy zaczęłam myśleć nad tym, kto może tak do niego ciągle wydzwaniać, odebrał. Od razu poznałam, że nie jest z tego zadowolony. Mówił szeptem, ciągle marszczył brwi, żywo gestykulował. Odchodził coraz dalej, jakby nie chciał, żebym cokolwiek z tego zrozumiała. Nie spodobało mi się to. Jeśli mielibyśmy być razem, to powinniśmy mówić sobie względnie wszystko.
- Raczej nie będziesz zadowolona z tego, co muszę Ci powiedzieć - mruknął, ponownie układając się obok mnie.
- Dajesz - westchnęłam, opierając cały ciężar swojego ciała na łokciach.
- Będziemy musieli jutro wrócić do Moniachum... Przynajmniej ja.
- Czemu? - powiedziałam spanikowanym głosem, próbując się denerwować, co przy nim było mało prawdopodobne.
- Później jakoś postaram Ci się to wytłumaczyć.
Mimo wszelkich starań, nie potrafiłam się pozbyć wrażenia niepokoju, które na dobre osiadło na moim sercu. Nie chciałam, żeby coś przed mną ukrywał.
                                       ------------------------------------------------------------
A więc dzisiaj miało miejsce zakończenie roku szkolnego. Jestem tak niezbyt zadowolona z swojej średniej, ale jestem pewna, że w następnym roku będzie lepiej. ;) Myślę, że ten tekst jest jednym z dłuższych, jakie dotąd opublikowałam na tym bloga. Jak wam się podoba? 


piątek, 19 czerwca 2015

Rozdział 16. Jesteś nienormalny.

Kiedy wstałam, już go ze mną nie było. Rozejrzałam się po sypialni, próbując odnaleźć gdzieś chęć, żeby w ogóle wstać z łóżka. Moja głowa po chwili ponownie opadła na śnieżnobiałą poduszkę, sapiąc cicho. Nie sądziłam, że kiedy przyjedziemy tutaj, to wszystko znów potoczy się tak... szybko. Najwyraźniej chciał wynagrodzić te tygodnie chłodnego traktowania. Przestraszyłam się lekko, widząc dość późną godzinę na naściennym zegarze. Czym prędzej wyskoczyłam z kołdry, na fotelu ustawionym obok nieskazitelnie czystego biurka dostrzegając czarną koszulkę Mario, która została wczoraj wywleczona z jego walizki. Bez najmniejszego wahania założyłam ją na siebie, jednocześnie delektując się zapachem jego męskich perfum. Sięgała mi aż do połowy biodra, na co oczywiście byłam w stanie sobie pozwolić. Po raz ostatni obejrzałam się w lustrze, doprowadzając do względne porządku rozwichrzone włosy. Wyszłam z pokoju, ostrożnie stawiając kolejne kroki. Zacisnęłam smukłe palce na metalowej barierce, mogąc już teraz dostrzec bruneta, który najwyraźniej siłował się właśnie z przygotowaniem śniadania. Zachichotałam, widząc, że nawet nie pofatygował się założyć jakiejś koszulki, która zasłoniłaby jego wyrzeźbioną klatkę piersiową. Postawił przed sobą konkretny cel i chce mnie zmusić do tego, żebym jak najszybciej mu się oddała, a on żył z zwycięską satysfakcją.
- W końcu wstałaś - stwierdził z rezolutnym uśmiechem na twarzy, dodatkowo unosząc brwi na widok mojego niecodziennego stroju.
- Ktoś ci musi pomóc to zjeść, mój drogi - odparłam, bez żadnego pozwolenia biorąc talerze z grzankami oraz naleśnikami, zanosząc wszystko na stolik stojący na tarasie. Zamierzałam aż do bólu korzystać z słonecznej pogody, która zaszczyciła nas swoją obecnością. Usiadłam na wiklinowym krześle, czekając na resztę posiłku. Uważnie obserwowałam Niemca, który po dłuższej chwili dołączył do mnie, siadając naprzeciwko. Duszkiem wypiłam jeszcze gorącą herbatą, ciesząc się, że przypadkiem nie poparzyłam sobie tym języka.
- Jakieś konkretne plany na resztę dnia? - zapytałam Mario, marszcząc delikatnie czoło.
- Nie zamierzam wypuszczać Cię z łóżka, zrozumiano? - powiedział przez zaciśnięte zęby, na co ja wybuchłam niespodziewanym atakiem śmiechu. Przez dłuższy czas nie potrafiłam się opanować. Jednak mina na jego twarzy świadczyła o całkowitej powadze oraz o tym, że zamierza niezwłocznie spełnić swoją 'groźbę'.
- Jeszcze czego! - sapnęłam zirytowana, biorąc do ręki jeszcze gorącą grzankę. - Nie zamierzam pozwalać Ci na zbyt dużo!
Przewróciłam oczami, widząc, jak powoli na wierzch wychodzi prawdziwa natura chłopaka. Owszem, starał się z nią walczyć, ale to nie był jeszcze moment, w którym z szczerą odpowiedzialnością mógł powiedzieć, że ma to wszystko za sobą.
- Pamiętasz, jak mówiłem tobie wczoraj o tym domu? - zaczął, żywo gestykulując, jakby ramionami chciał objąć całą posiadłość wraz z przynależnymi do niej terenami, więc skinęłam potakująco. - Tak naprawdę kupiłem go... dla Ciebie.
Niemalże zakrztusiłam się przełykanym jedzeniem. W momencie, kiedy byłam zdolna do wymówienia choćby słowa, spojrzałam na niego rozszerzonymi oczyma.
- Oszalałeś? Nie mogę tego przyjąć - mruknęłam, wstając od stołu. Nie lubiłam tego typu prezentów. Wolałam sama zapracować na takie przyjemności, niż dostawać coś praktycznie za nic. Nie czułabym się z tym komfortowo.
- Proszę, chociaż raz nie marudź - powiedział donośnym tonem, chwytając mnie w talii, a ja nawet nie zdążyłam się zorientować, kiedy posadził mnie na swoich kolanach.
- Jesteś tak bardzo bezczelny, że aż... - prychnęłam, z szacunku dla samej siebie nie kończąc tego zdania. Brunet powoli zsunął mi kołnierz swojej koszulki na moje nagie ramię, delikatnie je obcałowując. Mimowolnie byłam coraz bardziej odprężona, chociaż dobrze wiedziałam, iż stan większego rozkojarzenia przy kimś takim jak on nie może dobrze się skończyć. Leniwie oparłam głowę o jego klatkę piersiową, dopiero teraz dostrzegając czarny rzemyk na nadgarstku chłopaka. Przyczepiona była do niego jeszcze zawieszka w postaci dwóch literek 'M', które błyskały się w promieniach wschodzącego słońca. Niemiec uśmiechnął się delikatnie, widząc, że mój wzrok padł właśnie na nie. Nie musiałam długo czekać, żeby konkretnie wyjaśnił mi ich znaczenie. Jedno oznaczało Marco, a drugie mnie. Spojrzałam na jego twarz spod przymrużonych powiek, chcąc zobaczyć, czy mówi prawdę. Jednak po chwili zorientowałam się, że nie ma innej możliwości. 
- Jesteś nienormalny - roześmiałam się, opierając splecione dłonie na miejscu, gdzie powinno bić serce chłopaka. I faktycznie je poczułam. Uderzenia były pewne siebie, niezachwiane. Układały się dla mnie w jakąś jednostajną melodię, którą mogłam usłyszeć tylko ja.
- To moja specjalność, jakbyś jeszcze nie wiedziała - odparł, marszcząc nos, a na środku jego gładkiego czoła pokazała się pojedyncza, pionowa zmarszczka. Pocałowałam go szybko, po chwili odrywając się od jego kuszących warg. Tym razem to on spoglądał na mnie zdezorientowany. Najwyraźniej zawsze był przekonany, że nie jestem w stanie zrobić czegoś takiego. Myślał, że wolę udawać pijawkę za każdym razem, kiedy zakosztuję tego niesamowitego 'smaku'. Nie tym razem, mój drogi.
- Dlaczego musisz być taka okrutna? - powiedział z udawanym smutkiem, wolno wzdychając.
- Sam sobie na to zasługujesz - mruknęłam, dając mu szansę do rewanżu, przybliżając nasze twarze coraz bardziej, żeby nasze usta dzieliło tylko kilka milimetrów.
- I dlatego teraz chcesz tego znów?
- Jak najbardziej - zachichotałam, czując jego rękę wślizgującą się pod jego koszulkę, którą miałam na sobie. Opuszkami palców gładził moje plecy, wywołując ciągłą salwę dreszczy. Kiedy wstał, trzymając moje ciało w swoim ramionach, myślałam, że będzie chciał przenieść mnie prosto do sypialni, ale tak się nie stało. Zamiast tego wylądowałam w basenie, szczękając zębami. Woda była dość zimna, ponieważ nawet nie zdążyła się zagrzać. Mokre włosy przykleiły mi się do twarzy, a ja w między czasie łypałam ze złością na zadowolonego z siebie Mario, który dołączył chwilę później do tej wspaniałej 'zabawy'. Nie mogłam uwierzyć, że mimo moich ostrzeżeń odważył się zrobić coś takiego. Miałam nadzieję, że jutro nie będę musiała spędzić całego dnia leżakując na kanapie po kocem z ciepłą głową, ponieważ powoli zaczynałam planować, co takiego moglibyśmy robić przez następne dni. Miłe okolice aż prosiły się o to, aby je zwiedzić. Brunet podpłynął w moim kierunku, bez wahania przyciskając mnie do wykafelkowanej ściany basenu. Mimo nieprzyjemnego szczypania na powierzchni brzucha uśmiechnęłam się do niego słabo, jednocześnie ocierając pozostałe kropelki wody z całej powierzchni twarzy.
- Sama tego chciałaś - wyszeptał zmysłowym głosem, a ja ponownie zadrżałam. Poczułam, jakby w mojej klatce piersiowej nagle zabrakło czystego powietrza. A co, jeśli nie potrafiłabym żyć dalej bez mojego idioty? Zaśmiałam się przez łzy, kiedy ucałował czubek mojego lekko zadartego noska. - Co się stało? Zrobiłem coś nie tak?
Wyczułam nutkę paniki w jego głosie. Dziwne. Tysiące myśli kotłowało mi się w głowie, nie pozwalając racjonalnie ocenić tej absurdalnej sytuacji.
                                                    ----------------------------------------
Już niedługo zakończenie roku, co? :) I w końcu te jedyne wakacje! Niestety, muszę podzielić się z wami pewną smutną wiadomością : otóż, powoli będziemy zbliżać się do zakończenia bloga. Decyzję podjęłam już kilka tygodni temu i myślę, że nic nie jest w stanie jej zmienić. Natomiast nie bójcie się, zostało mi jeszcze trochę rozdziałów do opublikowania. :D 



piątek, 12 czerwca 2015

Rozdział 15. Najpierw to się uspokój.

Miałam już serdecznie dość tych niezdecydowanych małżeństw, które po raz setny chciały obejrzeć to same mieszkanie, by na koniec stwierdzić, że jednak go nie kupią. Z początku praca agenta nieruchomości nawet mi się podobała, ale teraz byłam zdecydowana zakończyć moją krótką przygodę w tym zawodzie. Dodatkowo tą decyzję przyśpieszył mój rychły wyjazd na stałe do Dortmundu. Wczorajsze rozstanie z moim bratem było dla mnie bolesne, ale pocieszałam się myślą, iż niedługo będziemy mogli widywać się częściej. Zamknęłam za sobą drzwi na klucz, wrzucając je niedbale do torebki. Cieszyłam się, że dzisiejszego dnia mój wybór padł na rozkloszowaną, czerwoną spódnicę, która pozwalała mi chociaż na krótką chwilę uciec od napływu gorąca spowodowanego piękną pogodą. Biały żakiet zostawiłam w agencji przed spotkaniem z potencjalnymi klientami, notując sobie w głowie, żebym później nie zapomniała go odebrać. Mario zawalał moją komórkę krótkimi sms-ami, które powoli zaczęły działać mi na nerwach. Pytał, czy czegoś nie potrzebuję, czy przypadkiem nie potrzeba mi czegoś z sklepu, czy nie chce wybrać się ze mną na zakupy, czy może mnie gdzieś podwieźć... Z jednej strony powinnam się z tego cieszyć, ponieważ wykazywał większe zainteresowanie moją osobą niż wcześniej, na samym początku naszej znajomości. Mruknęłam coś cicho pod nosem, zerkając z znużeniem na recepcjonistkę, która ambitnie stukała długimi paznokciami w ekran swojego dotykowego telefonu, nie zważając na otaczającą ją rzeczywistość. Pokręciłam tylko głową, wzdychając w momencie, kiedy wyszłam z luksusowego bloku. Słońce porządnie dawało popalić.
- Czy droga księżniczka zapodziała gdzieś swojego rumaka?!
Parsknęłam śmiechem, widząc głową wychylająca się zza okna samochodu. Przystanęłam, próbując nie zwracać uwagi na zdziwione i zdezorientowane spojrzenia przechodniów, którzy prawdopodobnie właśnie ujrzeli swojego idola robiącego z siebie idiotę przez nieznajomą kobietę. Zignorowałam go, idąc dalej betonowym chodnikiem, pewnie stawiając każdy krok. Jednak on jak zwykle z resztą, nie dawał za wygraną.
- A jak powiem, że mam dla ciebie niespodziankę, to łaskawie wsiądziesz, abym mógł Ci ją pokazać? - zapytał błagalnym tonem, zsuwając okulary przeciwsłoneczne na nos.
Zwolniłam, a on zrobił dokładnie to samo. Nie zważając na przeciągłe gwizdy jakichś nieuprzejmych facetów, podeszłam do samochodu, by po chwili usiąść na skórzanym fotelu. Zmarszczyłam czoło, widząc na nodze bruneta bandaż.
- Co się stało? - mruknęłam, kiedy gwałtownie ruszyliśmy do przodu, pozostawiając za sobą grono rozemocjonowanych fanek, które miały najwyraźniej ochotę na autograf Mario.
- Naderwanie mięśnia przywodziciela. Dopiero za tydzień mogę wrócić do lekkich treningów biegowych, więc... ten czas postaram się spędzić z tobą - wyszeptał ostrożnie, najwyraźniej bojąc się mojej reakcji. Nie wiedziałam, że jestem aż tak straszna.
- Spokojnie - zaśmiałam się krótko - za nic nie chciałabym przegapić takiej okazji!
Uśmiechnął się delikatnie. Jakby nagle dostał szczęśliwy los na loterii. Bez pytania wzięłam jeden z tekturowych kubków, które tylko czekały, żeby je odpieczętować. Jednakże coś tu nie pasowało. Zapach tej kawy był... dziwny. Nagle jej aromat stał się drażniący dla mojego nosa. Potarłam go w roztargnieniu, przez to prawie wylewając ją sobie na spódnicę. Tak naprawdę to refleks Mario uratował mnie od 'katastrofy'. Odłożył to na swoje dawne miejsce, rzucając w moim kierunku spojrzenie spod uniesionych brwi.
- Wszystko dobrze? - westchnął, skręcając w nieznaną mi ulicę. Zaczęłam się zastanawiać, gdzie chce mnie zabrać. Znając upodobania klubowej dziewiętnastki, nie mogło być to nudne miejsce.
- Tak. Tylko dzisiaj raczej tego nie wypiję - mruknęłam, wyciągając nogi przed sobie. Nie krępując się, zrzuciłam szpilki, które w pewnym momencie dnia były już dość niewygodne. - Jest jakaś dziwna.
- Minutę przed tobą piłem swoją i na pewno nie było w niej nic dziwnego. Masz jakieś zwidy.
Tym razem mu nie odpowiedziałam. Co rusz zerkał na mnie dość znacząco, a ja nie mogłam wygodnie usiąść. Zacisnęłam ręce na krańcach aksamitnego materiału, kiedy wyjechaliśmy z centrum miasta, kierując się w stronę przedmieść Monachium.
- Gdzie jedziemy? - zapytałam, stukając paznokciami o wypucowaną szybę. Zabudowania miasta zniknęły już dawno, a pokazały się bardziej naturalne tereny Bawarii, w których akurat tutaj dominowały drzewa liściaste. Nigdzie nie było żywej duszy, co dodatkowo wzmogło mój niepokój. Czas się dłużył, a my nadal nie dotarliśmy na miejsce.
- Na odpoczynek. Na przedwczesne wakacje - zachichotał, najwyraźniej dopinając swojego.
- Nie możesz! - pisnęłam przeciągle. - Nie zabrałam ze sobą żadnych swoich rzeczy! Mario!
- Najpierw to się uspokój - odparł wyraźnie poirytowany moim zachowaniem - pozwoliłem sobie zabrać kilka twoich rzeczy z twojego mieszkania, kiedy byłem tam ostatnim razem, żebyś teraz nie musiała się o to martwić.
Sapnęłam z oburzenia. Jakim prawem zrobił coś takiego? Chociaż, powinnam być przyzwyczajona do takich akcji z jego strony. Nagle moim oczom ukazała się okazała posiadłość otoczona wysokim ogrodzeniem, które pozwalało zazdrośnie na nią spoglądać. Była zbudowana w wiejskim stylu, jednocześnie zachowując elementy współczesności. Nie mogłam oderwać od niej oczu. Faktycznie, zrobiła na mnie duże wrażenie.
- Piękny - powiedziałam, specjalnie przeciągając każdą literę wyrazu. Odetchnęłam z niewyobrażalną ulgą, kiedy mogłam postawić nogi na kamiennych płytach wyłożonych przed domem.
- Jak chcesz, mogę dać Ci do niego i będziesz mogła przyjeżdżać sobie do niego w wolnej chwili - zakomunikował, biorąc nasze bagaże z tylnego siedzenia samochodu. Weszliśmy do środka przez drzwi, które przypominały wejście do domku w lesie, więc zasugerował, żebym rozejrzała się po wnętrzu, a on wtedy zaniesie nasze rzeczy do sypialni. Skinęłam głową, wkraczając do salonu. Podłogi o nieco szarym, matowym kolorze idealnie współgrały z minimalistycznymi meblami, w których kolorystyce dominowały biel i czerń. Mimo wszystko, nie wyobrażałam sobie tak eleganckiego wystroju po tym, jak poznałam Mario. Kontrast pomiędzy obydwoma stylami tworzył wyjątkowy klimat.
- I jak tam? - wymruczał niespodziewanie do mojego ucha, obejmując mnie ramionami w talii.
- Sam widzisz, jak bardzo jestem zadowolona.
- Mam do Ciebie jeszcze jedną prośbę - wziął głęboki oddech, zaciskając rękę na mojej dłoni, która teraz wydawałaby się być taka drobna - dzisiaj rozmawiałem z prezesem i chciał, żebym pojechał do szpitala, aby spotkać się z chorymi dziećmi, wiesz? Wybrałabyś się tam ze mną?
- Nie ma sprawy.
On naprawdę chciał się zmienić. Może coś takiego to jeszcze nie zbyt dużo, ale zawsze coś dobrego na początek tej wyboistej drogi. Weszliśmy razem na taras, a brunet nadal nie oderwał swoich ramion od mojego ciała. Z błogim spokojem patrzyłam na otaczające nas krajobrazy. Zdawało by się, że to miejsce jest oderwane od rzeczywistości. Cisza, której nie mąci żaden odgłos miasta, była dla nas obojga wielkim zbawieniem.
- Mógłbym z tobą tutaj zostać i nigdzie się nie ruszać - powiedział wymownym tonem, spoglądając na moją rękę. Tam, gdzie powinien znajdować się pierścionek zaręczynowy.
- Mario... Prosiłam Cię, żebyś nie naciskał. Daj mi się zastanowić. To nie jest takie proste, jak może się wydawać - mruknęłam, czując, jak przyjemne ciepło rozchodzi się powoli po całym moim ciele, kiedy jego wolna ręka delikatnie musnęła mój policzek.
- Ja tylko próbuję udowodnić, że jestem Ciebie wart.
                                                   -------------------------------------------
Muszę wam przyznać, że ten rozdział napisałam wyjątkowo szybko, ponieważ skończyłam go pisać już w niedzielę popołudniu. :) Jestem z niego naprawdę zadowolona, co tak naprawdę ostatnio przydarza mi się rzadko. A jak tam wasze wrażenia? Macie może jakieś przeczucia po przeczytaniu tego tekstu, co może stać się dalej? :D



piątek, 5 czerwca 2015

Rozdział 14. Właź do szafy!

Senne odrętwienie powoli odchodziło w niepamięć. Wyciągnęłam się, czując tylko, jak wszystkie stawy niemiłosiernie trzeszczą. Skrzywiłam się lekko, zaciskając smukłe palce na krańcach chłodnej poduszki. Zatrzepotałam powiekami, dziękując w duchu, że wieczorem nie zapomniałam dokładnie zasunąć zasłon. Nadal czułam się dość zmęczona, mimo późnej godziny, która widniała na moim zegarku. Pewnie z powodu ostatnich wydarzeń miałam ochotę na jeszcze osiem godzin błogiej nieświadomości. Jedyne, co chciałam pamiętać, to głębia jego oczu. Po moich plecach przeszedł niespodziewany dreszcz, nie zwiastując niczego dobrego. Nadal nie potrafiłam zrozumieć, czemu postanowił powziąć akurat takie kroki. Jęknęłam cicho, zastanawiając się, czy przypadkiem nie popełniam jednego z większych błędów w swoim życiu. Z resztą, bez ryzyka nie ma zabawy. Zmarszczyłam czoło, słysząc ciche klapnięcie zamykanych drzwi prowadzących na taras. Podniosłam głowię ku górze, po chwili niemalże dostając zawału. On naprawdę musi być z gatunku tych kretynów, którzy nigdy się nie poddają. Patrzył na mnie tym swoim bezczelnym wzrokiem, delektując się widocznym zdumieniem na mojej twarzy.
- Jak połamałeś tą pergolę Agacie, to nie będę bronić Cię przed nią bronić - warknęłam, widząc, jak bezszelestnie kieruje się w moją stronę. Wkrótce bez pytania położył się obok mnie pod kołdrą, uśmiechając się beztrosko. A co, jeśli mój brat postanowiłby bez pukania wparować do pokoju? Dopiero wtedy nie znalazłabym sensownego wytłumaczenia, dlaczego brunet tutaj jest.
- Nawet jeśli, to kupię jej nową.
Opuszkami palców gładził nagą powierzchnię mojego brzucha, lekko podwijając bluzkę. Przymrużyłam powieki, jednocześnie otwierając usta, żeby zbesztać klubową dziewiętnastkę za takie zachowanie. O ile dobrze pamiętam, wczoraj coś oboje postanowiliśmy. Nie wiedziałam, czy dotrzyma słowa. W zasadzie przy nim człowiek niczego nie mógł być tak naprawdę pewny na sto procent.
- Przestań - mruknęłam, coraz bardziej zirytowana jego zachowaniem. Kiedy olał sobie moje protesty, chwyciłam brutalnie dłoń bruneta, kładąc ją na swoje poprzednie miejsce. Sapnęłam cicho w geście bezradnego protestu, kiedy objął moją talią swoimi umięśnionymi ramionami.
- Nie dam ci już nigdy uciec, zrozumiano? - wyszeptał ostrożnie, a ja momentalnie zdębiałam. - Jesteś zbyt cenna. Dla mnie.
Przypomniałam sobie poranek, który kilka tygodni spędziliśmy razem. Leżeliśmy wtuleni w siebie. Nie pamiętałam, żebym czuła się bardziej bezpieczna, niż właśnie z nim. Zacisnęłam palce na jego ręce, oddychając z trudem. To nie może tak być. Przecież miał dać nam chwilę odpoczynku, żebym mogła sobie to wszystko przemyśleć na spokojnie. On też mógłby zmienić swoje nastawienie do życia.
- Nie mów czegoś, czego będziesz mógł później żałować - powiedziałam, pragnąc jak najszybciej zapomnieć o wczorajszym wieczorze. Czemu właściwie dałam mu szansę? Przecież... sama nie wiedziałam, co do niego czuję. Delikatnym ruchem obrócił mnie ku sobie, spoglądając prosto w moje błękitne tęczówki.
- Kochanie, żałowałbym tylko tego, gdybym Ci się nie oświadczył. Trudno mi uwierzyć, co nie?
- Te nasze rozmowy to jedno błędne koło, które do niczego nigdy nas nie doprowadzi - mruknęłam, próbując wymknąć się od odpowiedzi na zadane pytanie.
- Więc dlaczego dałaś mi szansę? Jeśli uważasz, że jestem dla Ciebie tylko kolejnym idiotą na twojej drodze, po prostu to powiedz - warknął, jednak nawet się odsunął, wręcz przeciwnie. Po chwili mogłam poczuć dotyk jego spragnionych ust, które tak bardzo domagały moich się warg przez te dwa tygodnie, przez które omijał mnie szerokim łukiem. Jednocześnie miałam wrażenie, jakby minęło o wiele więcej czasu niż w rzeczywistości. Naparłam obiema rękoma na klatkę piersiową Niemca, próbując go odseparować na bezpieczną odległość. Niestety w porównaniu z nim nie posiadałam tak dużo siły. Bałam się, że w końcu zabrnie za daleko. Ale nie mogłam sobie zaprzeczyć. Cholernie mocno mi tego brakowało.
- Marci, wszystko dobrze? Wstałaś już?
Niczym porażeni prądem przerwaliśmy pocałunek, a ja spojrzałam na bruneta rozszerzonymi oczyma. Mogłam przewidzieć, że czym prędzej Kuba pewnie sprawdzi, czy jeszcze żyję. Brutalnie zepchnęłam Mario z łóżka, a ten z głuchym łoskotem sturlał się na podłogę. Sekundę później opatulona kołdrą stałam na środku pokoju, gorączkowo próbując wymyślić jakieś dobre rozwiązanie. Rozejrzałam się wokół, próbując nie panikować, chociaż w naszym położeniu było to trudne do zrealizowania.
Olśniło mnie.
- Właź do szafy! - syknęłam, a on skierował swoje zdumione spojrzenie, które mówiło samo za siebie, co o tym myśli. Jednakże nie miał innego wyboru. Z balkonu tak szybko by nie zeskoczył, a na pewno nie chciał ryzykować jakiejś poważnej kontuzji, która mogłaby wykluczyć go z gry na parę ładnych miesięcy. Poczekałam, aż potulnie wykona mój 'rozkaz'. Dopiero wtedy mogłam otworzyć drzwi klubowej szesnastce bez poczucia strachu. Wolałabym nie myśleć, co byłby w stanie mu zrobić, gdyby nakrył nas oboje w dość... jednoznacznej sytuacji.
- Wreszcie! Czekamy na Ciebie z śniadaniem dłuższą chwilę - powiedział rozweselonym głosem, biorąc mnie pod ramię. Rzuciłam ostatnie spojrzenie w stronę wnętrza gościnnej sypialni, modląc się, żeby czegoś sobie nie zrobił.
                                          -----------------------------------------------------
Przepraszam, że tak późno dodaję rozdział, ale ostatnio nie miałam na nic czasu. Szkoła bardzo daje mi się we znaki, chociaż jakoś próbuję sobie to pomału ogarnąć. Rozdział trochę wymęczony. Nie jestem z niego całkowicie zadowolona. :/ Może jednak wam przypadnie bardziej do gustu. :)