piątek, 8 maja 2015

Rozdział 12. Marcelino, czy zechcesz...

Wpatrywałam się tępo w taflę lustra, próbując udowodnić sobie, że on dla mnie nigdy nic nie będzie znaczył i zostanie tak na zawsze. Czemu miałabym to zmieniać, jeśli nam obojgu z tym faktem żyło się o wiele lepiej? Nie jestem pewna, czy po naszej chłodnej i dość wybuchowej rozmowie ma jeszcze powody, żeby się ze mną kontaktować. Jakby na próbę założyłam tą czerwoną sukienkę, którą dostałam od bruneta w prezencie już jakiś jakiś czas temu. Odruchowo wygładziłam dłonią aksamitny materiał, pieszcząc go między smukłymi palcami. Miałam do udowodnienia, iż tak naprawdę widok czegoś związanego z nim nie wywołuje kującego bólu, który od wczoraj niemalże doprowadzał mnie do szału. W końcu zelżał, pozostawiając po sobie tylko nieprzyjemne wspomnienia. A może istniała inna przyczyna, dzięki której zdjęłam tą kreację z wieszaka? Prychnęłam rozbawiona, po raz setny przeczesując swoje mysie włosy szczotką. Mimo tego, że nie było na nich ani jednego kołtuna, nadal je czesałam. Ta czynność miała niesamowite właściwości uspokajające. Jednakże, kiedy tylko przymykałam powieki, widziałam... Zaklęłam cicho pod nosem, nadal chcąc o nim zapomnieć. Nie było to najwyraźniej tak bardzo proste, jak mi się na samym początku wydawało. Znając życie, Kuba zaraz zacznie dobijać się do drzwi łazienki z prośbą, żebym ją w końcu łaskawie zwolniła. Przeniosłam się do domu mojego brata zaraz po zjedzeniu śniadania z Jess. Marco spotkałam dopiero przed samym wyjściem, ale on i tak rozmawiał przez telefon, więc na krótkie powitanie skinęliśmy sobie głowami.
Spojrzałam na siebie jeszcze raz, dość krytycznie oceniając swój wygląd. Lekki makijaż powinien wystarczyć na taką kolację. Tak naprawdę to ja najbardziej wyróżniałam się z całego rodzeństwa. Oczywiście, nie tylko z powodu nietypowego koloru włosów. Nigdy nie potrafiłam być potulną dziewczynką i grzecznie czekać na swoją kolej. Zawsze wolałam wywalczyć pierwsze miejsce w szeregu. Tak naprawdę tylko dla Kuby byłam bardziej wyrozumiała, niż dla innych dzieci z naszego otoczenia. Głośno przełknęłam ślinę, z trudem pomijając tamten trudny dla nas wszystkich czas.
- Musisz jeszcze tak długo tam siedzieć? - krzyknął, co wywołało u mnie salwę śmiechu, dzięki czemu odgoniłam z swojej głowy chmurę czarnych myśli.
- Jeszcze chwilę!
Kiedy przez co najmniej ostatnią dobę nie miałam ochotę ciągle myśleć o tym, co zrobiłam brunet , przypominałam sobie jego wczorajszą radość po obwieszczeniu mojej decyzji o pozostaniu w Dortmundzie. Razem z Agatą już jutro miałyśmy wybrać się na obejrzenie pierwszego domu, który w dodatku stał niedaleko. Z cichym łoskotem odłożyłam szczotkę z powrotem do obszernej szafeczki, ostatni raz poprawiając niesforny kosmyk włosów, który wysunął się na sam środek gładkiego czoła. Wyszłam z łazienki, klatką piersiową niemalże zderzając się z klubową szesnastką.
- Naprawdę nieźle się odstawiłaś! Czyżby to dla Mario?
Zmarszczyłam brwi, nie wiedząc, jak mam zinterpretować jego słowa. Przecież... Struchlałam, przypominając sobie pewien istotny fakt. Marco zdradził ponownie miejsce mojego pobytu, które chociaż przez krótki okres czasu miało pozostać objęte tajemnicą. Nie potrafiłam uczyć się na własnych błędach, mimo tego, że powtarzałam je wielokrotnie. Pewnie będzie mnie to prześladowało zawsze, niezależnie od okoliczności. W zasadzie, nie miałam się czemu dziwić. Ci dwaj tworzyli parę przyjaciół, których mimo licznych, niezbyt przyjemnym okoliczności, więź nadal trwała.
- Nic o tym nie wiedziałam, że ma tutaj być - ucięłam, zaciskając wargi w wąską kreskę, uciekając wzrokiem gdzieś w bok. - Uwierz, nigdy bym się dla niego tak nie wystroiła.
Najwidoczniej mój chłodny ton dość go zaskoczył, ponieważ podniósł ręce w obronnym geście i razem ze mną zszedł na dół, wprost do jadalni wręcz zalanej zachodzącym słońcem. Westchnęłam, krzyżując ręce na piersi w geście rezygnacji. Znajomy ból głowy powrócił ze zdwojoną siłą, a ja nie miałam ochoty z nim walczyć. Opadłam bezwładnie na kanapę, przyglądając się w zamyśleniu Agacie, która wróciła właśnie z pokoju Leny i zaczęła nakrywać do stołu. Zanim zdążyłam wstać i zacząć jej pomagać, na moje kolana wdrapała się Oliwka. Ucałowałam małą w czubek głowy, gładząc dziewczynkę po jedwabistych włosach. Nie mogłam opanować nagłego drżenia rąk. Sama nie wiem, czemu tak bardzo bałam się tego spotkania. Przecież obojętność z strony Niemca nie była mi aż tak bardzo obca. Kuba spoglądał na mnie z niepokojem, pewnie nie rozumiejąc, czemu się tak denerwuję. Ostrożnie kładł jeden talerz za drugim, nadal nie spuszczając ze mnie swojego czujnego wzroku. Nie wiedział wszystkiego. I tak naprawdę nie miałam ochoty, żeby poznał całą prawdę o tym, co wyprawiałam w Monachium. Niektóre rzeczy zdecydowanie lepiej jest przemilczeć. Niemalże podskoczyłam, widząc znajomy samochód Reusa.
- Wujek Marco! - zapiszczała uradowana dziewczynka, ześlizgując się powoli z moich nóg i pędząc w stronę przedpokoju. Podniosłam się z kanapy, wkrótce tonąc wśród uścisku mojej przyjaciółki. Puściła do mnie oko, widząc, w co się ubrałam. Trzepnęłam ją ostrzegawczo w ramię, po chwili niemalże tracąc oddech i zdolność racjonalnego myślenia. Mario wyglądał obłędnie. Nigdy nie widziałam go tak eleganckiego. Z trudem ustałam na miękkich nogach, mrucząc coś pod nosem do Marco na powitanie. Dopiero Kuba wyrwał mnie z odrętwienia, zapraszając nas wszystkich do stołu. Ja na szczęście zdążyłam wyrwać się do pomagania Agacie w nakładaniu spaghetti na talerze, przy tym zręcznie omijając bruneta. Mała Oliwie, niezwykle z siebie zadowolona, zasiadła uroczyście na kolanach swojego taty. Nie dość zrelaksowana zasiadłam na krześle, przez kilka chwil obserwując innych, dłużej zatrzymując się przy moim bracie, który widocznie rozbawiony wodził wzrokiem od mnie do naszego niespodziewanego gościa. Dopiero w momencie, kiedy poprosiłam o lampkę wina, rozmowa zaczęła się kręcić. O dziwo, nie schodziliśmy na temat związany z piłką nożną. Wkrótce potrafiłam bez większego skrępowania dyskutować żywo z innymi, nie zważając nawet na fakt, że on zdołał się odezwać. Uznałam to za duży plus. Jednakże spięłam wszystkie swoje mięśnie, kiedy grzecznie poprosił o uwagę. Zamarłam, podświadomie czując, że to nie może dobrze się skończyć. Podszedł do mnie, przez dłuższą chwilą spoglądając mi prosto w oczy. Najchętniej uciekłabym stąd w popłochu, byleby tylko być daleko. Uklęknął na jedno kolano, a moje serce nagle wykręciło fikołka. Z kieszeni czarnej marynarki wyciągnął czerwone pudełeczko, które w tej sytuacji mogło oznaczać tylko jedno.
- Marcelino, czy zechcesz zostać moją żoną?
                                                      ------------------------------------
Rozdział jest trochę krótszy niż na początku planowałam, ale mogę się założyć, że żadne z was nie zakładało takiego obrotu akcji. ;) Mam nadzieję, iż będzie z niego równie zadowoleni co ja. Muszę wam jeszcze raz podziękować za tyle motywujących komentarzy. <3 



5 komentarzy:

  1. Jejuuuu *-* cudownie. :D :) Nie spodziewałam się :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Że co???!!! :o Poczekaj...muszę zebrać szczękę z podłogi... :p Łooo. Nie no, serio? Kochana, nie miałam pojęcia, że coś takiego wymyślisz! Zaskoczyłaś mnie i to porządnie. Nadal nie mogę wyjść z podziwu, chociaż wgapiam się w ekran chyba już z kwadrans. ;D No no. Ciekawa jestem reakcji Marceliny, ale też i Kuby. No wiesz, troskliwy braciszek może by się w nim odezwał? :p Ale ja się nie wtrącam i jestem ciekawa, co nam tym razem przygotujesz. Ehhhh... Już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału! Proooooooszę, postaraj się dodać szybciej niż za tydzień <3 Buziaki i weny ;***

    OdpowiedzUsuń
  3. o
    mój
    boże
    tego to się nie spodziewałam
    oh
    brawo Pączek, WRESZCIE się ogarnąłeś!! szybko :'))
    czekam na kolejny *o*

    OdpowiedzUsuń
  4. O klulwa?! Wstaję z podłogi :))))

    OdpowiedzUsuń
  5. Pulpet w akcji ! To mi się podoba :D
    Hue hue znając życie się nie zgodzi xD
    Czekam na kolejny rozdział, a w przerwie zapraszam do mnie http://pilkarsko-siatkarskie-story.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń