sobota, 2 maja 2015

Rozdział 11. Daj sobie spokój.

Nigdy nie byłam w stanie zrozumieć, czemu życie w stosunku do mnie może być aż tak bardzo podłe. Jakbym mało wycierpiała przez te wszystkie lata. Spojrzałam z zaciętą miną na moją przyjaciółkę, nawet nie siląc się na to, żeby przesunąć delikatnie palcem po ekranie dotykowym mojego telefonu. Pewnie odkrył fakt, że nie ma mnie w mieszkaniu i musiało to nim porządnie wstrząsnąć. Brunetka na migi pokazała, żebym odebrała. Ja jednak nie byłam do końca przekonana do tego całego pomysłu. Z mojego punktu widzenia to działanie było mocnym absurdem. Odetchnęłam z ulgą, kiedy to sam najwyraźniej dał za wygraną i zakończył połączenie. Między nami zapadła uciążliwa cisza, której do końca nie potrafiłam zrozumieć. Potrząsnęła głową i z szerokim uśmiechem na twarzy zaproponowała wspólne robienie późnego śniadania. Skinęłam głową, idąc wraz z nią z powrotem do kuchni. Nie mogłam zbyt długo cieszyć się spokojem ducha, ponieważ myliłam się co do Mario. Zadzwonił po raz któryś, a ja w końcu zdecydowałam, że tak nie może być. Chcę, czy też nie, w końcu muszę porozmawiać z tym nieznośnym i bezczelnych chłopakiem, jeśli to da mi chociaż częściowe szczęście. Wyszłam na taras, a mocne jak na tą porę roku promienie słońca momentalnie padły na moją twarz. Obojętnym wzrokiem obrzuciłam okolicę, ciesząc się jedynie z tego, że mam blisko do parku. W końcu będę mogła pobiegać w normalnym miejscu.
- Słucham - mruknęłam niechętnie, przykładając telefon do ucha. Z zniecierpliwieniem godnym małej dziewczynki czekałam, aż odpowie. Jeśli tego nie zrobi, po prostu raz na zawsze dam sobie z nim spokój. Pójdę zgodnie za radą Jess - jest kompletnym idiotą, jeśli nie docenia tego, kogo spotkał. Nie byłam osobą, która dałaby ciągle sobą pomiatać. I on dobrze o tym wiedział, mimo, iż znaliśmy się tak krótko.
- Gdzie ty się podziewasz, moja droga? - wycedził przez zaciśnięte zęby, być może właśnie teraz stojąc przed drzwiami mojego mieszkania. Mimowolnie uniosłam wargi ku górze, wyobrażając sobie jego niezadowoloną minę. Oddałabym niemal wszystko, żeby zobaczyć go w takim stanie, bym mogła chociaż przez krótką chwilą poczuć tą satysfakcję.
- Nie mam prawa spowiadać ci się z tego, co robię ani gdzie jestem - warknęłam nieprzyjemnym tonem głosu, który być może nie był w pewnym sensie najlepszy na to, żeby w ogóle zacząć rozmawiać.
- Tak uważasz? - powiedział ostrzej, najwyraźniej nie zdając sobie sprawę, jak pogarsza tym swoją nieciekawą sytuację. Coraz bardziej zirytowana jego wyjątkowo aroganckim zachowaniem parsknęłam śmiechem.
- Jesteś kompletnym... idiotą! - wybuchnęłam, w końcu mogąc swobodnie wyrzuć z siebie frustrację, która gromadziła się od kilkunastu dni. - Odzywasz się do mnie kiedy chcesz, traktujesz jak zabawkę, a żądasz jeszcze, bym za każdym razem, kiedy o to akurat poprosisz, zdradzała ci miejsce mojego pobytu?!
- A czego innego się spodziewałaś, co? Koncertów życzeń, księcia z bajki na białym koniu, słodkiej rzeczywistości?
Nabrałam głęboko powietrza, ponieważ jego słowa były niczym siarczyste uderzenie w policzek. Gwałtownie zamrugałam powiekami, nerwowo zaciskając smukłe palce na barierce. Chłodne powietrze orzeźwiająco uderzyło mnie w twarz.
- Boże, Marcela... - powiedział zadziwiająco spanikowanym głosem. - To nie tak miało zabrzmieć... Ja...
- A niby jak? Powiedziałeś po prostu, co o tym myślisz - mruknęłam, wzdychając cicho. W zasadzie, miał rację. Przecież nie składał mi żadnych obietnic. Nie wiem, co ja sobie myślałam.
- Gdzie jesteś? - zapytał błagalnym szeptem, ale byłam chyba zbyt dumna, żeby mu od tak odpowiedzieć. Zmrużyłam oczy, próbując przełknąć ten gorzki smak rozczarowania.
- Daj sobie spokój. Chciałam ci tylko przekazać, że nie wracam już do Monachium - odparłam przez zaciśnięte go granic możliwości gardło. - Odpuść sobie to, co nas kiedyś łączyło, dobrze? Dla świętego spokoju.
Klamka zapadła. Rozłączyłam się, pośpiesznie wkładając telefon do kieszeni dżinsów. Cóż, teraz musiałam wymyślić, w jaki sposób faktycznie wcielę swój nowy plan w życie. Z jednej strony czułam się podle, tak 'okrutnie' traktując bruneta, lecz sam sobie na to zasłużył. Uważał, że cały czas wszystko będzie uchodziło mu na sucho. Pokręciłam stanowczo głową, sama zaprzeczając. Nie wiem czemu tak długo byłam niesamowicie naiwna, sądząc, iż zmieni swoje stare przyzwyczajenia na rzecz mnie. Ludzie tacy jak Mario nie są w stanie tego zrobić. Powinnam to zauważyć już w momencie, kiedy tak szybko postanowił pocieszyć się mną w czasie tamtej feralnej imprezy. Czasami bardzo trudno było mi zrozumieć moje postępowanie, jeśli chodzi o stosunki z facetami.
- Co się stało? - zapytała szeptem Jess, stając przy mnie. Spojrzałam na nią rozszerzonymi oczyma, próbując zebrać myśli.
- Zakładam, że wszystko słyszałaś - odpowiedziałam nieco bardziej zgryźliwie, niż zamierzałam, lecz moja przyjaciółka bardzo dobrze znała ten ton.
- Ja nie mam ci nic do powiedzenia. Moje zdanie na temat znasz.
- Będziesz mi teraz musiała pomóc poszukać mieszkania w Dortmundzie - mruknęłam jakby od niechcenia, kątem oka widząc, jak na twarzy brunetki pojawia się coraz szerszy uśmiech. Lubiłam sprawiać jej radość. Szczególnie wtedy, kiedy miałam okazję zobaczyć reakcję dziewczyny.
- Zobaczysz, z nami jakoś dasz radę tu przeżyć!
Przytaknęłam, nie mogąc zrobić niczego innego. Odetchnęłam pełną piersią, mając naiwne marzenie, że teraz jakoś to będzie. Przecież nic nie mogło ulec zmianie. W końcu miałam wyjść na prostą. Nie chciałam, żeby ktokolwiek mi w tym przeszkodził.

[Marco]

Ospałym wzrokiem odprowadziłem samochód Schmelzera, który wkrótce zniknął zza pobliskim zakrętem. Miałem już serdecznie dość proszenia moich kolegów o podwózkę do domu. Raz czy dwa przejechałem się na trening autobusem, ale doszedłem do wniosku, że nie mam powodu doprowadzać wszystkie nastolatki wokół mnie do palpitacji serca oraz spojrzenia pełnego uwielbienia, które w perspektywie mojego związku z Jess bywały coraz bardziej irytujące. Mordęga związana z wkuwaniem przepisów oraz znaków drogowych była coraz bardziej nie do zniesienia, ale postawiłem przed sobą jasny cel. Westchnąłem cicho, widząc, jak daleka droga dzieli mnie od wejścia do bloku. Ostatnio byłem bardziej zmęczony niż zazwyczaj. Nie potrafiłem się skupić na niczym konkretnym, ponieważ przez cały czas moje myśli zaprzątała brunetka i to, jakie kroki wobec niej chciałem podjąć. Wierzchem dłoni potarłem skronie, próbując nie zważać na to, że coraz więcej osób przechodzących przez ulicę zaczyna zastanawiać się, dlaczego stoję na środku brukowanego chodnika. W końcu zebrałem się w sobie i ruszyłem w stronę drzwi, mimowolnie wystukując odpowiedni kod przy domofonie. Klatka schodowa była niczym tafla szkła, na której niestety łatwo można było się wyłożyć. Ostrożnie stawiałem krok za krokiem, próbując bez żadnego poważnego upadku dotrzeć do windy. 
Jednak kiedy moja komórka zadzwoniła, ja z trudem przytrzymałem się ściany. Oddychałem szybko, a moje serce biło niczym po wyczerpującym biegu. 
-  Cholera, Mario, co znowu chcesz? - warknąłem, chociaż tak naprawdę nie byłem zły na niego, tylko na siebie. 
- Co wy żeście dzisiaj dla mnie tacy niemili... - powiedział widocznie zirytowany - mam do Ciebie jedno pytanie i więcej nie będę Cię męczyć, obiecuję! 
- Akurat na coś takiego mogę się zgodzić - mruknąłem niemrawo, ledwo unosząc kąciki ust ku górze. Czasami miałem go naprawdę dość, ale miał dość specyficzny sposób bycia połączony z dość oryginalnym charakterem, który potrafiło zrozumieć tylko kilka osób. Nie byłem pewien, czy do tego grona mogę dołączyć siostrę Kuby Błaszczykowskiego. 
- Wiesz może, czy jest u was Marcela? 
-----------------------------------------------
Witam was wszystkich. Ten rozdział miał ukazać się dopiero w przyszłym tygodniu... ale cóż, pod wpływem pewnych gróźb jest już teraz. :D Przepraszam was bardzo, że zrobiłam z Mario takiego 'idiotę', ale spokojnie, być może wam to wkrótce wyjaśnię. :) Tak naprawdę muszę wam wyznać, iż chyba tak naprawdę zbliżamy się już do półmetka tego bloga. Ale, cieszmy się z tego, co mamy! <3





6 komentarzy:

  1. Rozdział jak zawsze idealnie. <3 Szkoda że Mario okazał się takim idiotą w stosunku do Mario.. :) Marcela przecież chce normalnego związku a Mario chyba nie rozumie co ona czuje.. :) Czekam na następny. <3 :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże Oliwia!
    Coś ty wykombinowała? Ja.. ja naprawdę spodziewałam się całkiem innego rozdziału, niż ten co jest powyżej, ale to oczywiście nie oznacza, że mi się nie podobał, a wręcz przeciwnie! Jest naprawdę świetnie napisany i, aż chcę się czytać dalej, co będzie dalej.. Oj biedy Mario, naprawdę mi go szkoda, ale może sobie na to zasłużył? Cóż.. jedno jest pewne, on się łatwo nie podda..

    Czekam na następny. :)
    Buziaki ;**

    OdpowiedzUsuń
  3. Gece, debilu ;-; może wreszcie zmądrzejesz...? a Marco papla pewnie się wygada :v
    Czekam na kolejny!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak pytałaś, czy nie obrażę się, jeśli zrobisz z Mario idiotę, pomyślałam, że wyskoczy z jakimiś oświadczynami, albo coś w tym stylu. Potrafisz ludzi zaskakiwać. Oby Marco się wygadał (tak będzie lepiej dla wszystkich :D). Chciałabym zobaczyć jak te dziewczyny w autobusie, aż mdleją na jego widok Marco. Oby więcej takich rozdziałów :*

    W międzyczasie zapraszam do siebie http://pilkarsko-siatkarskie-story.blogspot.com/ mam nadzieję, że wpadniesz :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Mmm, czyżby Mario nie miał zamiaru odpuścić? I bardzo dobrze! Już się nie mogę doczekać kontynuacji. <3

    OdpowiedzUsuń