- Jak ty to sobie wyobrażałeś? - zapytałam zdławionym głosem, obejmując się ramionami w talii, rekompensując sobie brak dodatkowego ciepła.
- Przez to, co mi powiedziałaś... Przemyślałem kilka rzeczy.
Widziałam, jak na mnie patrzył. Miał ochotę objąć mnie, przytulić, oprzeć podbródek na czubku mojej głowy. Niestety nie miałam pewności, że jutro nie strzeli mu coś do głowy i tak stan rzeczy nie będzie mu odpowiadał. Zacisnął pięści, a ja odruchowo cofnęłam się o trzy kroki do tyłu. Nie wiedziałam, czemu to zrobił.
- Jakie to ma znaczenie? - warknęłam ostrzegawczo, próbując powstrzymać nadmiar emocji. Z jednej strony miałam wielką ochotę uderzyć go w policzek, lecz w efekcie byłam coraz bardziej zdezorientowana, oszołomiona takim obrotem spraw.
- Zachowywałem się wobec Ciebie jak ostatni dupek - powiedział, powoli podchodząc coraz bliżej mnie. Zadrżałam, ale nie z powodu obezwładniającego zimna. Nadal trzymał czerwone pudełeczko w dłoni, przewracając je zręcznie między palcami. Ponownie uklęknął, tym razem otwierając aksamitne wieczko. Pierścionek był niczym marzenie. Na środku tkwił średniej wielkości diament, otoczony jego maleńkimi kopiami. Połyskiwał nieznacznie, kiedy padało na niego światło księżyca. Jednak nadal coś nie było w porządku.
- Skąd niby mam wiedzieć, że za dwa dni się rozmyślisz i będziesz miał mnie gdzieś?
- Nie chcę, byś przed mną ciągle uciekała! - zawołał podniesionym głosem, marszcząc czoło. - Nie po to tutaj przyjechałem, żeby móc się z tobą tylko kłócić!
Moja klatka piersiowa opadała w zastraszająco szybkim tempie. Kątem oka dostrzegłam sylwetkę brata w zacienionym oknie. W każdej chwili byłby gotów interweniować, gdyby faktycznie zaszła taka potrzeba. Najchętniej cofnęłabym się w czasie, aby to odkręcić. Nigdy bym go nie spotkała. Nigdy nie miałabym dotkliwie zranionej dumy. Nigdy nie musiałabym czuć się jak... Wzdrygnęłam się na samą myśl, jak miałabym nazwać swój stan emocjonalny.
- Chciałbym, żebyś mimo wszystko dała mi jeszcze jedną szansę.
Ostatnie słowa wyszeptał, jakby bał się, że mogłyby ulecieć gdzieś daleko i nigdy nie wrócić. Otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia. Nie mogłam uwierzyć, że ktoś taki jak on może o prosić o cokolwiek. Sama do końca nie wiedziałam, co mam o tym sądzić. Nie chciałam szukać odpowiedzi na siłę, aby później mogła okazać się kłamstwem. Delikatnie uniosłam kąciki ust ku górze, chyba znajdując odpowiednie rozwiązanie. Fakt, może porywam się na coś, co praktycznie nigdy się nie spełni, ale czemu nie miałabym spróbować? Chciałam w końcu zobaczyć bruneta w normalnym świetle dnia. Poczuć, że nie jest zwykłym, bezczelnym gościem z irytującym poczuciem humory, którym ranił wszystkich wokół. W tym mnie, z czego najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy.
- Nie przyjmę teraz twoich zaręczyn - odchrząknęłam cicho, siląc się na rzeczowy ton głosu, który niestety i tak nieznacznie zadrżał - będziesz musiał mi pokazać, że naprawdę Ci na mnie zależy. To nie będzie tak proste, jak może Ci się wydawać.
- Proszę, tylko zostań w Monachium - westchnął błagalnie, wstając. Ostrożnie ścisnął moją dłoń, żebym przypadkiem nagle nie postanowiła odesłać go z kwitkiem.
- Nie mogę - mruknęłam, dostrzegając na jego twarzy rozczarowanie - obiecałam Kubie, że zostanę.
- Będę czekał cierpliwie - mrugnął porozumiewawczo. - Albo jeśli nie będę mógł wytrzymać bez mojej narzeczonej, to ją po prostu porwę i koniec.
- Jeszcze nie masz żadnego prawa mnie tak nazywać - warknęłam ostrzej, niż zamierzałam. Ostre kłucie w skroniach zwiastowało silny ból głowy. Potarłem je nerwowo wierzchem dłoni, spoglądając z rezerwą na Mario.
- Dobrze, spokojnie, przecież nie miałem zamiaru Cię obrażać - odparł pojednawczo, puszczając do mnie oko. Nadal staliśmy w pewnej odległości od siebie, a ja nie miałam ochoty jej zmieniać z powodu mojego brata. Mógłby to źle zinterpretować.
- Na pewno chcesz tam wrócić? - spytałam, ruchem głowy wskazując drzwi do domu. - Wątpię, żeby po tym wszystkim Kuba miał ochotę cię tam widzieć... Przecież nie był ślepy na to, jak zareagowałam na twoją niespodziankę.
- Z tobą pójdę wszędzie. Obiecuję.
Trudno mi było uwierzyć w nagłą przemianą bruneta. Byłam jednak zdania, że każdy zasługuje na szansę. On nie mógł tego zmarnować. Inaczej to byłby rychły koniec jego planów, które aż nazbyt wyprzedzały przyszłość. Być może naszą wspólną. Przyszłość.
-------------------------------------------------
Szczerze? Tak naprawdę nie jestem do końca zadowolona z tego rozdziału. Być może to wina mojego niezbyt dobrego samopoczucia i zdrowia, ale jedyna nadzieja w tym, żeby wam przypadł do gustu. Jestem bardzo ciekawa, jak zareagowaliście na tak śmiałe słowa Mario. :)