- O czym tak myślisz? - zapytała Agata z uśmiechem, dołączając do mnie.
- Zastanawiam się, czy nie kupić jakiegoś mieszkania w Monachium - palnęłam jednym tchem, chociaż tak naprawdę chciałam powiedzieć coś zupełnie innego, chwilę potem dostrzegając zdziwioną minę blondynki.
- A dlaczego akurat tam a nie gdzie indziej? - zapytała dziwnym tonem, najwyraźniej nie rozumiejąc mojego wyboru. I kto mówi. Jestem zdziwiona swoim nagłym i niekontrolowanym zachowaniem. Jeśli mam być dodatkowo szczera sama z sobą, nie wiem, czemu w mojej głowie tak naprawdę zrodził się tak głupi pomysł. A może... nie?
- Byłam tam przez kilka dni przed przyjazdem tutaj i miasto zrobiło na mnie dobre wrażenie - mruknęłam cicho. Wiedziałam, że mój brat raczej nie będzie zachwycony, kiedy o tym usłyszy.
- Jeśli ty tak uważasz. To jest tylko twoja decyzja - westchnęła - ale pewniej byłoby lżej Kubie, gdybyś mieszkała trochę bliżej niż do tej pory. Pomimo wszystko bardzo się o Ciebie martwi.
- Zawsze taki był i raczej taki będzie - odparłam, niechętnie wracając na kilka chwil do wspomnień z niezbyt szczęśliwego dzieciństwa. Agata, widząc mój zbolały wyraz twarzy, ścisnęła pocieszająco moją dłoń. Odetchnęłam z trudem, mimo wszystko oglądając świat zaszklonymi oczami. Nienawidziłam tych chwil słabości, które były w stanie obnażyć wszystkie moje rany.
- Jest twoim bratem i nigdy się to zmieni - powiedziała miękko, na co odważnie podniosłam spuszczoną głowę do góry.
- Tak - przełknęłam głośno ślinę - nawet nie wiesz, jak się cieszę, że trafił na taką kobietę jak ty.
Nadal mówiłam dziwnie zduszonym głosem, ale opanowałam większość emocji, które wezbrały gwałtowną burzą. Do naszych uszu dobiegło trzaśnięcie drzwiami. Spojrzałam na szwagierkę spod uniesionych brwi, kiedy postanowiła sprawdzić, jakiego jej mąż gościa wpuścił do domu. Z coraz większym znudzeniem przeglądałam listę kontaktów. Jakby to cokolwiek zmieniło. Nie wiedziałam, co mam sądzić o Łukaszu. Porozmawialiśmy i w miarę naszych możliwości wyjaśniliśmy sobie większość spraw, które kiedyś było trzeba zamknąć na dobre. Kiedy włożyłam komórkę do kieszeni i uniosłam wzrok, zachwiałam się mocno. Skąd, do jasnej ciasnej, on się tu wziął?
- Kłamczuszek - powiedział z wyrzutem Mario, od razu oplatając mnie ramionami w talii. Jakbym miała obowiązek spowiedzi.
- Skąd ty... - zaczęłam, ale przyłożył mi palec do ust w geście zachowania milczenia, ich opuszkami obrysowując cały kontur warg.
- Marco jak zawsze nie potrafi trzymać języka za zębami. Wystarczyło tylko wysępić od niego adres i jestem gotowy do twoich usług, księżniczko.
Zanim zdążyłam odpowiedzieć na jego wywód, wziął mnie na ręce i zaniósł na kanapę, która stała naprzeciwko łóżka w pokoju gościnnym. Wpatrywałam się w niego, nie do końca rozumiejąc, czemu tak bardzo zależy mu na jakimkolwiek kontakcie ze mną. Puścił do mnie oko, jakby wiedział, o czym właśnie myślę. Albo raczej o kim.
- Czemu nie chciałeś rozmawiać? - zapytałam, głaszcząc kciukiem jego kilkudniowy zarost.
- Byłem trochę zły na Ciebie, że nie pojechałaś wtedy ze mną, jak sobie umyśliłem - odpowiedział, najwyraźniej nie potrafiąc się powstrzymać od tego, żeby obsypywać moją szyję delikatnymi pocałunkami.
- Przestań. W ogóle nie mogę się skupić.
- Przecież to moja specjalność - powiedział tylko, na co prychnęłam z pogardą.
- Zdążyłam zauważyć - odparłam z uśmiechem, kiedy spróbował mnie pocałować. Sapnął zrezygnowany, kiedy odsunęłam się w bok. Zanim jednak zdążył całkowicie porzucić ten pomysł, sięgnęłam rękami za kołnierz jego koszuli i przyciągnęłam do siebie, by złożyć na ustach bruneta siarczysty pocałunek. Wyczułam triumf, na który pozwolił sobie nawet w najdrobniejszym ruchu. Każdy, najdelikatniejszy gest wywoływał u mnie przyjemny zawrót głowy. Trzepnęłam dłoń Mario, czując, jak zaczyna podwijać mi bluzkę. Mruknęłam, żeby przestał, ale on na to wcale nie reagował. W końcu to ja mocno zdyszana zrobiłam ten ostatni krok. Nadal miał ciemne oczy od namiętności, które je trawiły. Dopiero teraz zauważyłam, że leży pod mną bardzo z tego zadowolony.
- Mam Cię serdecznie dosyć. Robisz sobie, co chcesz i mieszasz mi porządnie w głowie - wymruczałam cicho, przeczesując ułożone włosy chłopaka. Niemal natychmiast powykręcały się na różne strony, tworząc masę niesfornych kosmyków.
- Będę pamiętał. Tymczasem ja... chyba naprawdę przesadziłem. Przepraszam.
Ułożyliśmy się obok siebie na kanapie. Byłam pod wrażeniem jego przeprosin, które człowieka pokroju Mario muszą dużo kosztować. Słyszałam nawet miarowe bicie jego serca. Nie chciałam zasnąć, ale wszystko działało przeciw mi. Nie dałam rady dalej walczyć i odpłynęłam, a błogie sny utuliły mnie w swoich ciepłych ramionach.
*******
Niespodziewanie jej głowa bezwładnie na mój bark. Z zdumieniem zauważyłem, że moja wojownicza dziewczyna usnęła. Szybko przeniosłem ją na łóżko, przykrywając jednym z grubszych koców znalezionych na komodzie. Zanim wyszedłem z sypialni, pożegnałem Marcelę krótkim pocałunkiem w czoło. Kiedy zszedłem na dół, zastałem tam tylko Kubę. Agata poszła chyba z Oliwką budzić Lenkę na kolację.
- Słuchaj - zaczął niepewnie mój były kolega z szatni, odprowadzając mnie do przedpokoju - czy między tobą a Marci coś... jest? Wiem, że nie powinienem wtrącać się w wasze sprawy, ale...
- Twoja siostra to prawdziwy, twardy orzech do zgryzienia - odpowiedziałem, zakładając skórzaną kurtkę - Nie wiem. Teraz po prostu nie potrafię odpowiedzieć Ci na to pytanie. Potrzeba czasu.
- Pamiętaj, że jakby moja siostra mi coś na Ciebie skarżyła, to będziesz miał przechlapane.
W pewnym sensie nawet tęskniłem za wszystkim, co zostawiłem za sobą w Dortmundzie. Uściskałem rękę mężczyzny na do widzenia. Wyszedłem z jego domu, po chwili spoglądając w kierunku konkretnego okna. Jakbym liczył, że ona się tam pojawi. Tym razem nie mogłem pozwolić, żeby kogoś takiego jak ona zostawić bez odpowiedzi.
--------------------------
Heeej! :* Tym razem długość rozdziału jest trochę dłuższa niż w poprzednich. Mam nadzieję, że się z tego ucieszycie. ;) Jak widzicie, zmieniłam szablon wraz z tłem, które powinno przypaść wam do gustu. :D